Dzielny Strażak 2

– Sekretarzowi gminy Stefanowi Zaporożcowi zaklinował się w odbycie korek od szampana. Z powodu braku naturalnej wentylacji wewnętrznej mężczyzny o mało co nie rozerwało! Tylko szybka i przytomna interwencja strażaka Zenona Marii Ojdana uratowała Zaporożcowi życie. A także honor i męską dumę, gdyż Strażak zawsze działał z jak najmniejszym rozgłosem, ponad plotki przedkładając profesjonalizm.

 

– On skrywa jakąś tajemnicę – mruknął proboszcz Sławomir Ocipko, kucając w zarośniętym rowie nieopodal domu strażaka. Zachowuje się idealnie, jakby był jakimś robotem, a to przecież człowiek, jak każdy inny. 

Duchowny opierał się na opinii lekarza, który robił młodszemu ogniomistrzowi okresowe badania. To prawda, że Ojdana wykonywał zawód w sposób idealny, ale… skąd w ostatnim czasie ta nagła plaga z tymi wszystkimi nieszczęściami, podpaleniami i innymi nagłymi wypadkami? Czy komuś zależało na metodycznym zastraszeniu lokalnej społeczności? 

 

Ksiądz obserwował ukradkiem dom strażaka, licząc na poznanie prawdy. Ale dość szybko się znużył, żyjąc bowiem w luksusach nie był nawykły do dłuższego siedzenia w kucki. A ponadto drogą przechodziła akurat młoda Fibakowa, która nie raz sprawiała, że tracił spokojny oddech podczas prowadzenia mszy. Dziewczyna była bowiem jak najbardziej zdrowa na ciele – zupełnie jakby wycięta z kolorowej gazety. A na dodatek ubierała się tak bardzo fikuśnie…

 

Dobra Cobra zaprasza na opowieść o nadspodziewanie dzielnym człowieku, pt.

 

Dzielny Strażak 2

 

Treścią opowieści w żadnym wypadku nie są losy młodego lotnika radzieckiego Aleksieja Piotrowicza Mariesjewa, który podczas Drugiej Wojny Światowej zostaje zestrzelony, traci obie nogi, a jednak dzięki woli i hartowi ducha odnosi zwycięstwo nad własnym kalectwem. 

Pomimo tego niniejsze Dzieło Dobrej Cobry tchnie wiarą w możliwości człowieka, ukazując jego życie w heroicznym, bohaterskim wymiarze i dając beznadziejnym i niezaspokojonym pewną i niezawodną nadzieję na przyszłość. 

 

12

– Zapalonemu modelarzowi Mieczysławowi Kutaśko – mężczyźnie elokwentnemu, a na dodatek pracującemu w mieście – w wyniku nieszczęśliwego przypadku przykleiło się do nosa skrzydło modelu radzieckiego samolotu ponaddźwiękowego Tu-144. Sytuacja zasadniczo mogła doprowadzić do ostrego konfliktu dyplomatycznego. Dopiero szybka i sprawna interwencja młodszego ogniomistrza Zenona Marii Ojdana – oraz kilka kropli odpowiedniego rozpuszczalnika – uratowała wyjątkową konstrukcję przed zniszczeniem.

 

   Emiliana Siupasińska zaczęła robić dosłownie wszystko, żeby strażak zwrócił na nią uwagę. Wylegiwanie się porankami na leżaczku prawie nago, gdy młodszy ogniomistrz szedł rankiem do pracy. Kręcenie się pod remizą w stroju więcej odsłaniającym, niż zasłaniającym. Przypadkowe zakupy w tym samym czasie, gdy robił je Ojdana. Zalotny głośny śmiech, gdy tylko pojawiał się w jej sąsiedztwie. 

Emiliana jednak szybko zauważyła, że te zwykle skuteczne metody nie przynoszą w tym wypadku pożądanego rezultatu, a strażak wcale nie dąży do zawarcia bliższej znajomości. Tylko młodzież i podglądający ją chłopi mieli niezły użytek, oglądając prawie gołą babę bez potrzeby ślęczenia przed komputerem w poszukiwaniu internetowej pornografii. 

Status kierowniczki gminnego ośrodka kultury, a prywatnie żony radnego, zaczął stopniowo podupadać i należało zdecydowanie coś z tym zrobić. 

 

   Siupasińska postanowiła działać z jeszcze większym rozmachem. Na początek zatrzasnęła męża w ziemiance, wyrzucając patentowy klucz do stawu. Nie stanowiło to większej przeszkody dla Zenona Marii, który za pomocą narzędzi ratowniczych dość szybko uwolnił mężczyznę. Następnym razem za pomocą bańki benzyny kobieta podpaliła własnego prawie nowego Mercedesa. Auto spłonęło doszczętnie, nie przynosząc jednak pożądanych efektów. Wreszcie Emiliana w akcie wielkiej desperacji podłożyła ogień pod swój dom rodzinny. Na szczęście obyło się bez jakichś większych strat materialnych. 

 

Tego było już za wiele! Żadna kobieta nie przeżyje poniżającego odtrącenia ze strony mężczyzny, o którego uwagę wyraźnie zabiega. Nie po to podsuwała Zenonowi swoje wdzięki, nie po to spędzała noce na snuciu planów i marzeń, by teraz poczuć gorycz porażki. 

Ale nie dawała za wygraną. 

 

W środę wieczorem namaściła ciało pachnącymi pobudzająco olejkami, założyła erotyczną bieliznę i obciągając krótką sukienkę ruszyła na wysokich obcasach w kierunku domu strażaka. Była gotowa, by siłą i zdecydowaniem zaciągnąć mężczyznę do łóżka. 

 

13

– Młodemu Kazikowi od Cholewków podczas drukowania nowej kolekcji skopiowanych z internetu zdjęć roznegliżowanych dziewcząt drukarka wciągnęła mankiet koszuli, by po chwili bzyczenia zażądać więcej. Gdy na miejsce przybył strażak Zenon Maria Ojdana, młody Kazik tkwił już w maszynie po samiutką szyję. Jeszcze chwila, a całe zdarzenie mogło zakończyć się tragicznie!

 

   Tajne spotkanie sołtysa, księdza, posterunkowego, kilku właścicieli remiz strażackich, akwizytora z sieciowego browaru oraz wzgardzonej kobiety odbyło się późnym wieczorem w gościnnych progach plebanii. 

– Strażak ma coraz większe poparcie społeczne – zaczął sołtys. – Nie chcę nawet myśleć, co może się wydarzyć przy następnych wyborach. Przecież on młody jest, a wszyscy głosujący głupi, ale im się wydaje, że zawsze wiedzą lepiej, kogo wybrać. No i jakby wybrali Ojdanę to ani zaplecza partyjnego nie będzie, ani powiązań z elitami politycznymi. 

– To fakt. Mogło by się to źle skończyć dla status quo naszej gminy – dodał  posterunkowy. – Teraz wszystko jest jasne i każdy wie, co robić. A i wpływy są właściwie dzielone.

– Ten człowieczek psuje nam sprzedaż – rzucił akwizytor dużego browaru – bo chłopy żłopią tylko takie piwo, jak ten wasz cały strażak. Czyli produkcji lokalnej o nazwie, która może być czytana w obie strony. 

– Kobyła Ma Mały Bok jest dobre – mlasnął jeden z właścicieli remiz. – Mi pasuje. Ma tak gęstą piankę…

– No i o tym właśnie mówię, że ten człowieczek zepsuł na waszym terenie właściwe przyzwyczajenia konsumenckie. 

– Może i tak. W każdym razie jeszcze całkiem niedawno to ludzie tłumnie walili na wszystkie okoliczne dyskoteki. A teraz każdy chce się bawić tylko tam, gdzie przychodzi strażak.

– Sprawę zatem mamy jasną – podsumował ksiądz Ocipko. – Jako elita lokalnej społeczności powinniśmy się postarać, żeby obywatel Ojdana nie miał już takiego wpływu na okoliczną ludność.

– A ksiądz go w ogóle lubi? – dociekał sołtys. – Tak na okoliczność duszpasterską pytam. 

– Nie miałem okazji go polubić, bo nie uczęszcza do kościoła. 

– Więc nawet porządek religijny jest przez niego zagrożony. 

– Można tak powiedzieć – zgodził się duchowny po dłuższej chwili. – Można tak powiedzieć…. O, pamiętajmy: nasz Pan też poniósł śmierć dla dobra nas wszystkich…

 

14

– Podczas rozdawania w szkole koszulek z logiem Unii Europejskiej dla trzecioklasisty Rafała Smuka jednej zabrakło. Chłopiec z rozżalenie i zawodu życiowego doznał wstrząsu anafilaktycznego. Gdyby nie natychmiastowa reanimacja, prowadzona przez jego wychowawczynię, Młodszy ogniomistrz Zenon Maria Ojdana nie miałby kogo ratować. Przy pomocy zestawu pierwszej pomocy, puszki po coli oraz zastrzyku o tajemnym składzie, znanym tylko ratownikom medycznym, strażak ocalił ucznia przed popadnięciem w czyste szaleństwo!

 

   Zenon Maria Ojdana wyjął z z lodówki porcję ulubionego sushi. Kupował je nieregularnie w dużym supermarkecie, położonym za miastem, i tylko wtedy, gdy akurat trafiał na dostawę. Strażak zostawił posiłek na talerzu i poszedł naparzyć zielonej herbaty, bez której nie wyobrażał sobie japońskiego jedzenia.

Gdy wrócił obok talerza leżała martwa mucha. Mężczyzna zamyślił się głęboko nad tym niespodziewanym widokiem. Później wyszedł na dwór i złapał małego chrząszcza, którego ostrożnie położył na porcji surowej ryby. Efekt był ten sam: owad natychmiast przestał poruszać odnóżami. 

 

Młodszy ogniomistrz metodycznie sprawdził okna i zauważył, że jedno z nich było niedomknięte.

Nie wiedział, że w krzakach za jego chałupą sołtys i lokalni notable czekali na złe wieści, które dla nich mogły okazać się dobrymi. Każdy z nich miał o coś żal do strażaka i nie było to związane z jego pracą w remizie. Chodziło tu o zwykła chłopską zazdrość: mężczyźni nie raz naocznie obserwowali, jaką władzę nad ich kobietami miał Ojdana. 

 

Tego dnia zawiść ludzka nie doprowadziła do otrucia Zenona Marii. Ale co będzie jutro, pojutrze czy za dwa i pół tygodnia? 

 

15

– Omal nie doszło do tragedii podczas suszenia rajstop, co Marta Bzibziak zazwyczaj czyniła w piekarniku każdego wieczora. Z powodu nagłego ataku cellulitu kobieta siłą grawitacji omal nie została wciągnięta do piekarnika. Jako sklepowa ze spożywczego, która z definicji wieczorami dziurawiła prezerwatywy przeznaczone do sprzedaży – kobieta zachowała zimną krew i zdrowy osąd sytuacji. Dzięki telefonicznemu powiadomieniu zdecydowana interwencja strażaka Zenona Marii Ojdana, który przez przypadek miał w kieszeni niezawodny płyn przeciw pomarańczowej skórce, uratowała kobietę od niechybnej śmierci towarzyskiej.

 

   Gdy Emiliana otworzyła drzwi domu strażaka, do jej uszu doszły potępieńcze śpiewy prymitywistów prowansalskich. Dopiero po chwili, gdy już przywykła do kakofonii dźwięków, dojrzała leżącego na otomanie strażaka i siedzącą na nim babkę Starosińską, która akurat pytała słodkim głosem: 

– Chciałbyś pochrupać czerstwą bułeczkę babuni?

 

Siupasińska z przerażeniem dostrzegła, że mimo braku chirurgicznej interwencji starucha ma idealnie zachowane ciało, bez żadnych rozstępów czy wałeczków tłuszczu. A jej cycki nie zwisają niżej, niż nierozciągnięte piersi nieśmiałych nastolatek.

– O, żesz ty kurwo! – krzyknęła, targając za włosy emerytkę. – Mój ci on jest i wara od niego!

– A taki huj, moja droga! – odgryzła się Starosińska odważnie, próbując wyrwać się z mocnego uścisku dużo młodszej Emiliany. – Każdy ma takie samo prawo do ciupciania i korzystania z wdzięków tego chłopczyka. 

– Ja ci zaraz pokaże takie samo prawo! – odparła kierowniczka domu kultury, z wielką łatwością wyrzucając babkę za próg domu.

– Kurwa! – waliła pięściami do drzwi staruszka. – Kurwa! 

– Sama jesteś kurwa! I spierdalaj mi stąd zaraz, bo jak nie…

 

Przerażony Zenon Maria rzucił się do ucieczki w kierunku kuchni.

– W takie coś chcesz ze mną grać – mruknęła podniecona Siupasińska. – Dobrze…

 

   Na szczęście, czy też raczej nieszczęście, dom strażaka była tak zbudowany, że po parterze można było chodzić wokoło, bowiem każde pomieszczenie miało dwoje drzwi. Przez pewien czas trwała ta nie przynosząca żadnego rozstrzygnięcia pogoń. Kobieta czuła coraz większą chęć na seks, jednak nijak nie mogła zbliżyć się do gibkiego strażaka, skutecznie jak dotąd umykającego przed jej niepohamowaną nachalnością. W pewnym momencie Emiliana poszła po rozum do głowy i wpadła na genialny w swej prostocie pomysł: zaczaiła się pod drzwiami i odczekała chwilę, aż umykający mężczyzna wpadnie w jej ramiona.

 

– A! – jęknął młodszy ogniomistrz, odbijając się od falującego z emocji kobiecego biustu. Był uwięziony w gorących ramionach Siupasińskiej, które oplotły go szczelnie, niczym macki morderczej ośmiornicy. 

 

16

– Nie rób mi krzywdy – jęknął Zenon Maria Ojdana.

 

Prośba ta wielce rozczuliła Siupasińską, nienawykłą do takiego rodzaju męskich zachowań. Odkąd bowiem pamiętała, była brana tylko brutalnie i często wbrew własnej woli, co ją jednak zawsze wielce podniecało. Rozluźniła uścisk, zamykając oczy i wyciągając ku kochankowi karminowe usta:

– Ach…

 

 Tylko na to czekał strażak i wyrwawszy się z jej objęć, susami popędził schodami na górę, przeskakując po trzy stopnie naraz. 

– Taki jesteś niegrzeczny – wymruczała z godową chrypką w głosie. 

 

   Powoli zdjęła majtki, wsadziła je do torebki, poprawiła sukienkę i nieśpiesznie ruszyła na górę. Czuła się, jak lew, który zaraz dopadnie swej ofiary. Myśl ta rozgrzała ją w mgnieniu oka. Gdzieś w okolicy szóstego schodka pojęła, że nigdy przedtem nikogo aż tak bardzo nie pożadała. Przez chwilę zastanawiała się, czy jej to nie uwłacza. Szybko zbadała swoje serce, ale nie poczuła w sobie żadnego poniżenia. Przecież takie ganianki doskonale się sprawdzały w każdej grze wstępnej pomiędzy kobietą i mężczyzną. Nie raz bawiła się w kotka i myszkę ze swoim ślubnym, by w końcu wreszcie mu ulec i zażyć wspaniałego i z niczym nieporównywalnego poczucia spełnienia. 

 

   W okolicy szesnastego schodka była już tak podekscytowana, że czuła skurcze w udach. To nie był brak magnezu czy potasu, których niedobór pokazywała ostatnio co trzecia telewizyjna reklama. To była czysta, niczym nie pohamowana rządza. 

 

Zajrzała do pierwszego napotkanego pokoju. Biurko, komputer, równo poukładane kartki papieru i długopisy – jednym słowem schludny porządek. Ale jego tam nie było. W drugim strażak miał bibliotekę. Grzbiety książek prężyły się równo, niczym żołnierze na defiladzie, a na stoliku leżał otwarty ostatni numer Przeglądu Strażackiego, wydawanego zawsze z kolorowym kwartalnikiem Poradnik Flisaka Niezawodowego. Tam też nie było Ojdana. 

Weszła do łazienki – lśniącej i pachnącej czystością. Lecz pustej. 

Została jej jeszcze sypialnia. To tam Zenon spędzał wszystkie samotne noce, podczas, gdy ona szalała z podniecenia, nie mogąc zasnąć. Nie wyobrażała sobie, jak można trwać w samotności, skoro życie aż krzyczy, by je brał garściami. 

 

   Lubieżnie oparła się o framugę drzwi, po czym powoli otworzyła oczy. Ze zdziwieniem zobaczyła, że i tu nie ma jej wymarzonego kochanka. Poczuła, jakby ktoś wystawił ją do wiatru. Była jak lew, który wpada w zasadzkę podstępnych myśliwych. Z jękiem zawodu wyskoczyła na korytarz, wszystkimi zmysłami próbując dociec, gdzie mógł ukryć się jej wybranek. Wszechobecna cisza nie dawała żadnej wskazówki. Krystaliczna czystość sprawiła, że po uciekającym nie pozostał żaden ślad. 

 

Dopiero węch, który okazał się lepszym zmysłem od uszu i oczu, wskazał kierunek. 

Poczuła lekki zapach siana, a po chwili na końcu korytarza ujrzała nie do końca domknięte drzwiczki, prowadzące na strych. Na jej twarzy zakwitł tryumfalny uśmiech. 

 

17

   Emiliana Siupasińska znalazła strażaka przykrytego cienką warstwą siana. Uklękła przed nim i odgarnęła suchą trawę. Kulił się niczym dziecko, a jego przerażone oczy błagały o litość. Kobietę rozsłodził ten widok.

– Co to za wisiorek masz zawieszony na szyi? – spytała łagodnie, by go nieco oswoić. 

– To? To jest kamień, który przypomina mi wielką artystkę Violettę Villas, posiadaczkę niezwykłego czterooktawowego głosu. Taki głos to bezcenny diament. 

  Nietypowe – szepnęła, rozpinając mu guzik. 

– Nie rób mi krzywdy!

– Ależ nie chcę zrobić ci żadnej krzywdy, malutki – wychrypiała Emiliana, rozpinając drugi guzik. 

– Nie mogę się zbliżyć do żadnej kobiety – jęknął Zenon Maria.

– Jak to?

– Kiedyś doznałem wielkiego miłosnego zawodu i teraz nie mogę zadawać się z żadną z nich. 

 

To było nietypowe i tak staroświeckie zarazem, że Siupasińska postanowiła mu pomóc.

– Może jak byś skoczył do jakiegoś psychologa, albo – co lepsze – wskoczył z jakąś babką do łóżka… 

– Miałem badania psychologiczne i nic one nie dały – pisnął kategorycznie Ojdana. 

– Ale nie o takie badania mi chodzi…

– Czuję także opór przed zadawaniem się z chudymi kobietami. A teraz wszystkie się odchudzają, jak na komendę, nie wiadomo po co. A ja lubię… no… lubię, gdy kobieta ma dużo mięsa – wyjawił. 

 

Nie, no tego to już było za dużo!

– Nie podobam ci się? – spytała wyzywająco. 

– Nie o to chodzi. 

– To o co, do jasnej cholery? – Miała już zwyczajnie dość tego mamałygi, który wszelkimi sposobami chciał się wykręcić od współżycia. Czuła, że za chwilę może stracić cierpliwość i nie będzie odpowiedzialna za swoje czyny. 

 

– A poresztą… – spuścił oczy. – Poresztą… to… ja… Ja… jestem w ciąży.

 

18

– Co? – Emiliana Siupasińska nie mogła powstrzymać śmiechu. Nie chciała mu tego robić, widziała, że to nieśmiały facet, ale normalnie nie dawała już rady z jego wykrętami. – Jesteś w ciąży?

– Tak.

– Ty, facet, jesteś w ciąży? Hihihi, nie uczęszczałeś na lekcje biologii i nie wiesz, że mężczyźni nie mają macic, by rodzić dzieci. 

 

Całą sobą czuła, że Zenon Maria znów chce ją zbyć i się wyrwać, a ona nie mogła teraz na to pozwolić. Nie w takiej chwili, gdy wreszcie leżał przed nią bezbronny i był jej. Zmysłowo rozpięła mu rozporek i wzięła jego małe przyrodzenie do ust, solennie obiecując sobie w duchu, że wyprowadzi strażaka na ludzi. Powoli chłonęła męski zapach, by po chwili zacząć miarowo poruszać głową w górę i w dół. W górę i w dół. W górę i w dół. 

– Oto zaświadczenie, że jestem w ciąży i nie kłamię! 

 

Emiliana zakrztusiła się śliną i przez chwilę nie mogła złapać oddechu.

– Ale głupotki gadasz, o mało co się przez nie nie udusiłam – powiedziała z naganą w głosie.

 

   Ojdana wyciągnął z kieszeni jakieś zapisane papiery oraz zdjęcie USG, na którym widać było wyraźny zarys poczętego. Siupasińska zaczęła szukać śladów nieprawdy, ale na wydruku istotnie widniało imię i nazwisko strażaka. Gorączkowo rzuciła okiem na wyniki badań, pieczątki też nie wyglądały na podrobione. Dokumenty stwierdzały, czarno na białym, że obywatel Ojdana istotnie jest w ciąży.

 

Złapała się za głowę. Nie mogła pojąć, jak coś takiego było możliwe. Naraz zebrało jej się na wymioty. Przed chwilą trzymała w ustach fujarę faceta, który był w ciąży! Wydało jej się to tak nieobyczajne, że w tej jednej chwili chciała uciekać jak najdalej stąd. Przykucnęła i wyrzuciła w kącie całą zawartość żołądka.

 

19

– Przepraszam państwa, ale czy to pierwsza czy druga wojna? – spytał, wyłażący z siana kombatant w polowym moro, z medalami na piersi i wypolerowanym kałasznikowem, na którym trzymał zaciśnięte dłonie.

Siupasińską i Ojdanę zamurowało.

 

– Co? A skąd się pan tu wziął?

– Wojna to niedobry kompan do zabawy – mruknął starzec. 

– Wojna? Mamy teraz pokój już od przeszło siedemdziesięciu lat.

– Ta? To po kogo idą te Niemce?

 

Wszyscy troje wyjrzeli przez dachowe okno. Do chałupy istotnie zbliżał się tłum z pochodniami, widłami, motykami i siekierami. 

– Spalić go! 

– Pogonić! 

– Nie będzie nam tu bab bałamucił!

– A gdzie pies?

– Został w tyle!

 

– Ale dlaczego? – jęknął strażak. – Przecież sumiennie wypełniałem wszystkie obowiązki.

– Co tam obowiązki, panie – przerwał kombatant. – Wszystko zależy od opcji politycznej. A widać, jak na dłoni, że obecna wyraźnie pragnie pańskiej zguby.

 

Z przerażeniem obserwowali, jak ludzki motłoch otoczył dom strażaka ścisłym kordonem. 

– Mogę puścić parę serii z kałacha – rozważał emeryt – i nawet położę parę trupów, ale nie na wiele się to zda, bo przewaga wroga jest dziś wielka. Prawie taka, jak pod Stalingradem. Nie damy rady…

– Halo! Halo! – zaczęła krzyczeć Emiliana do zgromadzonych. – Proszę państwa! 

– Zamilknij, kobieto – rzucił do niej starzec. – Tylko pogarszasz sytuację.

 

– Jest z nim ta kurwa, Siupasińska!

– Właśnie ją ruchał!

– Ruchał żonę radnego! Sodomia i Gomoria normalnie.

– Pani, ten strażak to taka złośliwa bestia, jak te konduktory, co ostatnio zamknęły jedną babkę w przedziale służbowym i gwałciły przez cała drogę z Przemyśla do Gdyni. I on też nie ma szacunku do płci przeciwnej, jak i tamci.  

– Ale tak nie można! – zaprotestował głośno młodszy ogniomistrz. – No, proszę powiedzieć, czy kiedyś skrzywdziłem którąś z zebranych pań?

– Czyli co? Kutas uważa, że nasze baby to maszkary, że się z nimi nie zadaje?

– Obraża nas!

– Kobitki mu zbrzydły?

– Musi to pedał!

 

– Ale ja jestem w ciąży! – krzyknął desperacko strażak, chcąc za wszelką cenę ratować skórę.  

– Niemożliwe, przecież ma stulejkę!

– Udowodnij słowa doktora! Pokaż nam kutasa!

 

– Diabelskie nasienie – mruknął proboszcz. – Czas z tym skończyć raz na zawsze.

 

20

– Podpalamy!

W chwilę później dom strażaka zapłonął żywym ogniem. Zgromadzeni na stryszku zaniemówili z przerażenia. 

 

– W westernie Młode strzelby w sytuacji totalnego okrążenia bohaterowie zeskoczyli z dachu na podwórzec i zastrzelili wszystkich, którzy ich otaczali. Noooo…. ale tutaj to chyba nie wyjdzie, bo nie mamy tyle amunicji. 

 

Przez chwilę emeryt gorączkowo rozważał sytuację, w której się znajdowali. 

– Co pan robi?! – krzyknęła struchlała ze strachu Siupasińska, obserwując, jak starzec przekłada nogi przez okienko. 

– Ratuję nas wszystkich. Za Rodinu! Eeee… to jest: za Ojczyznę! – krzyknął i skoczył.

 

Po chwili wbił się w stojące na sztorc widły.

– Ja chcę sera!! – zawyła przerażona Emiliana i w amoku popędziła schodami na dół, wprost na spotkanie morza ognia.

– Stój! – ryknął młodszy ogniomistrz, ale nie zdołał jej powstrzymać. Z trwogą ocenił sytuację. Dym coraz bardziej gryzł w gardle, a płomienie obejmowały już schody. Gorąc stawał się wprost nie do zniesienia. 

 

– Cholera! – zaklął po raz pierwszy w swoim życiu. 

 

21

   W tym momencie na dole przy lodówce wybuchły silikonowe cycki Siupasińskiej. Chałupa strażaka zadrżała w posadach, a wszystkie szyby rozprysły się w drobny mak. Pod wpływem nagłego dopływu tlenu ogień szybko ogarnął piętro, by po chwili zająć siano na stryszku. Zenon Maria Ojdana poczuł w nozdrzach zapach śmierci. Nie było już nikogo, kto by go wyratował z opresji. Zakrył twarz rękoma i zapłakał po raz pierwszy w swoim życiu.

 

– Trup uciekł z przykościelnej kostnicy! – rozległo się naraz paniczne wołanie na podwórzu. 

 

   Zgromadzona pod domem strażaka ludność zaczęła uciekać z przerażeniem. Korzystając z naprawdę ostatniej okazji w życiu, młodszy ogniomistrz wyskoczył na pobliską, starą jabłoń, by po chwili znaleźć się przy lokalnym grabarzu, Mieczysławie Wędziochu.

– A co tu się, do kurwy nędzy, wyrabia? 

– Podpalili mi chałupę, a na dodatek chcieli mnie spalić! – wydyszał Ojdana.

– Ale jak to?

– No, motłoch chce mnie ukarać za coś, czego nie zrobiłem!

– Czyli za co?

– Nooo… Bo… ja… nigdy nie współżyłem z żadną z ich kobiet – spuścił głowę strażak. 

– To tak się da? – rzekł do cna zdumiony grabarz. – Ja… ja nawet jak nie chciałem to często musiałem pocieszać świeże wdowy…

 

Przez chwilę Ojdana i Wędzioch dyszeli, by uspokoić bicie swoich serc.

– A może to wszechświat w ten sposób mnie każe za to, że zaszedłem w ciążę? – zadumał się strażak wewnętrznie. 

 

Jego dom palił się w najlepsze, aż skwierczało. 

– Ale, ale co pan krzyczał o tym kimś, kto uciekł z kostnicy? – zapytał grabarza. 

– Nie uwierzysz pan: trup ożył i zwiał! Wchodzę z chłopcami do środka, aby zabrać ciało na pochówek, a tu widzę, jak jego żona z zapamiętaniem pędzluje mu sztywną jak ta lala fujarę. Że niby takie ostatnie pożegnanie. Nigdy żem czegoś takiego na oczy nie widział, tom i krzyknął wielce przerażony. A na to trup od razu wstaje na baczność i zaczyna nawiewać. Cholera, cały tydzień leżał i wcześniej mu się jakoś nie kwapiło, żeby ożyć. W tym szoku zbyt późno chwyciłem łopatę, by umarlaka zatrzymać. Wracam więc do środka, a tam widzę wdowę leżącą sztywno przy katafalku.

 

I tym sposobem nie udało im się wyłudzić zasiłku pogrzebowego. 

 

22

– Ale… ale nadal nie rozumiem, dlaczego – jak pan krzyknąłeś, że trup nawiał z kostnicy – to wszyscy z przerażeniem od razu pouciekali.

– Ta wioska ma swoją tragiczną tajemnicę – rzekł powoli grabarz. – Jak jeszcze tu pana nie było, na lokalnym cmentarzu władza zarządziła masowe ekshumacje. Z otwartych grobów przyplątało się jakieś cholerstwo i nastał wielki pomór. Wielu z tych, którzy pomagali przy wykopywaniu ciał, zmarło na tajemniczą krwotoczną gorączkę. Cierpieli potwornie, lecz krótko, a lekarze bezradnie rozkładali ręce. No i od tej chwili, jak mamy jakiegoś trupa to ludzie wpadają w panikę, że to się znowu powtórzy. 

– Aha… Czyli uratowała mnie ich obawa.

– Na to wygląda. 

– Ale to jeszcze nic!  – kontynuował grabarz. – Raz jechałem po ciało z nowo zatrudnionym pracownikiem, który bardzo się jąkał. Jest noc, obce miasto, daję mu więc mapę i mówię, żeby mówił, gdzie skręcić. No i jedziemy tak już dłuższą chwilę, aż wreszcie go pytam: – Czy już? A ten na to: – Haaaaa. Więc jedziemy dalej. – Czy już? – Haaaaa. No i tamtej dżdżystej nocy nie odnaleźliśmy właściwej drogi, a ciało sprzątnęła nam sprzed nosa konkurencja. 

– O, kurna, chyba niechcący osiadłem w jakimś lokalnym trójkącie bermudzkim – szepnął Zenon Maria Ojdana, gładząc swój coraz bardziej wydatny brzuch i dosiadając lśniącego Harleya. 

– A dlaczego pan tak myśli?

– Nie uwierzy pan, zaszedłem tu w ciążę.

– No, faktycznie nie uwierzyłem – podrapał głowę Wędzioch. – Chłop ma przecież inną budowę i nie ma tej no… jak jej tam…macicy do rodzenia. No, ale szanuję to, że z jakiegoś powodu musi pan gadać takie rzeczy, co nie jest fair wobec tych wszystkich babek, które nie mogą zaciążyć, choćby i może nawet chciały. 

– Absolutnie nie chcę ich dołować! – zastrzegł zdecydowanie Ojdana. – No, y… ten… y… ten… chyba muszę już jechać. 

– I niech pan już tu nie wraca – doradził grabarz, machając ręką na pożegnanie. – Oni panu tego z pewnością nigdy nie zapomną. Nie lubią, kurwy, żadnej inności. 

 

Chałupa strażaka powoli dogorywała, a zastrzeżony patentem dźwięk amerykańskiego motoru powoli niknął w oddali. 

 

KoNiEc

 

Dobra Cobra

wrzesień 2016

 

Opowiadanie także w wersji do słuchania:

 

Image by Rochak Schukla on Freepik