Odwiedziny

 

 

Dobra Cobra – autor o wielu twarzach i kilku osobowościach – 

przedstawia dziś dramat miejski, 

dziejący się dla niepoznaki w dużym mieście, choć mentalnie to jednak nadal na wsi, pt.

 

Odwiedziny

czyli pochwała życia na prowincji

 

Jak mawiają Niemcy: Da ist der Hund begraben – co po naszemu znaczy: Tu jest pies pogrzebany

 

W rolach głównych dramatu Odwiedziny występują:

Wujek ze wsi – zapalony katolik, praktyk – nie teoretyk – sztuki miłosnej.

Karol – jego bratanek, niegramotny chłopiec, nie do końca potrafiący dać sobie radę ze swoją seksualnością.

 

W rolach pośledniejszych zobaczymy:

Marynia – pełna energii seksualnej żona Wujka ze wsi, święta i pokorna kobieta.

Córka Wujka ze wsi – zdrowe dziewczę, bez oporów kąpiące się nago w stawie za stodółką.

Pan Masahiro Tomugasi – dumny, szlachetnie urodzony z prawego łoża, mistrz kucharski z dalekiej Japonii.

Pan Reiji Schimanesku – jeden jedyny mistrz nożowniczy z Okinawy.

Kelner rodem z Japonii – mówiący – o dziwo – po naszemu. Chłopię bez imienia i nadzwyczaj strachliwe, dorabiające na zmywaku. Gra w opowieści również rolę drzewa, szumiącego swymi liśćmi na wietrze.

Ryba – Bogu ducha winne zwierzę o pamięci krótkotrwałej, które w zamyśle winno zostać skonsumowanym, lecz…

 Zośka Kulawiak – nieudana dziewczyna, której (podobno) ostro jedzie z majtek.

Piękna dziewczyna – kobieta nie do zdobycia, nagroda za usilne starania, które wiadomo, że i tak nie przyniosą żadnego rezultatu.

 Agroturystyczna letniczka – kusicielka silnej wiary katolickiej Wujka ze wsi. Kobieta po miastowemu   zepsuta, szukająca li tylko wrażeń cielesnych, nie bacząca na kary Boże, które mogą ją spotkać za jej cudzołożny styl życia.

Babka Wujka ze wsi – kobieta wypowiadająca najważniejsze zdanie w całej opowieści.

Jedna młoda, wyperfumowana – wyobrażenie Wujka ze wsi na temat kobiet miastowych: próżnych, zepsutych, nieużytecznych i nierobotnych i w kółko pijących kawki.

Obdartus – wyraźny symbol upadku dużego miasta.

Facet, ubrany w baranią kurtkę  przypadkowy specjalista od drobiu.

Młody Krzysztofowej – tragicznie kończący życie syn rzeczonej Krzysztofowej, którą każdy przecież zna.

Maliniak – ofiara, zawsze mającego rację, Urzędu Skarbowego – postrachu wszystkich rodaków.

Józiek Płusowy – ofiara wyimaginowanej sztuki motoryzacji, opierającej się na marzeniach.

Kontroler Urzędy Skarbowego – znienawidzony przez wszystkich (a więc przez Czytelnika też) poborca podatku i dziesięciny, dwudziestociny a nawet czterdziestociny.

Rabin Kurwcman – człowiek mądry.

Bruce Lee – legenda filmów kung-fu.

Doktor Kellog – Amerykanin, którego nazwisko sławią produkty z półek sklepów spożywczych oraz działy żywnościowe w supermarketach.

Pastor Sylwester Graham – piekarz, niekatolik, co powinno zwrócić czujność rodzimych obrońców wiary prawdziwej.

I inni.

 

Oraz: 

Japońska restauracja sushi o surowej nazwie – miejsce, gdzie zachodzi prawie cała oś dramatu (oprócz części miejskiej ją poprzedzającej).

Dworzec autobusowy w dużym mieście – walący się budynek, po którym latają gołębie.

Autobus pekaesu – stary, dymiący dieslem pojazd, który dawno powinien leżeć już na złomie.

Samochód osobowy o napędzie elektrycznym – przyczyna niezrozumienia.

Ciężkie stadium anginy – powód opuszczenia jednego, jedynego dnia przez Wujka ze wsi.

Polskie owoce – naturalny i jedyny zbiór witamin i minerałów, jednocześnie niema pochwała  prostego życia chłopa i rolnika.

Karafka japońskiej wódki – nieco mętnawy napój, podawany tradycyjnie w zbyt ciepłym stanie.

Bimber – znana wszystkim rodakom mleczna z koloru nalewka, z którą Wujek ze wsi się nie rozstaje. Niezawodnie pomaga w wielu stanach chorobowych.

Nunczako – śmiercionośna broń, składająca się z dwóch kijków i łańcucha. Używał jej m. in. Bruce Lee. 

 

KURTYNA!

 

*

   Dziś przyjechał do mnie w odwiedziny wujek ze wsi. Wziąłem wolne w pracy, bo mam do wykorzystania jeszcze dużo zaległego urlopu, i w odpowiednim czasie wyszedłem po niego na dworzec autobusowy. 

– Witaj Karolu! – huknął basem, gdy tylko pojawił się w drzwiach pekaesu. Dziarsko zeskoczył ze stopni i po chwili ściskał mnie z niedźwiedzią siłą. Poczułem się głupio, gdyż nie jestem przyzwyczajony do takiego wylewnego traktowania na oczach wszystkich.

 

Jakaś ładna dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Chyba z politowaniem, że dorosły chłop, i tak się z drugim facetem obściskuje na ulicy.

– Oj, mówię ci, mój drogi – sapał wujek. – Ja siedział obok takiej jednej młodej. Wyperfumowana jak jasna cholera, że aż ciężko było przy niej oddychać. Ale żeby tylko! Mało, że wychudzona, jak to te wszystkie miastowe, to jeszcze czytała jakąś taką skomplikowaną i niezrozumiałą książkę, że ja pozerkał parę razy i aż mnie zemdliło. Mówię ci! Normalnie ja nie wiedział, o czym oni tam piszą.

Wujek rozejrzał się wokoło.

– O, tam poszła! – Wskazał palcem, a ja rozpoznałem tę ładną dziewczynę, która przed chwilą mijała nas z uśmiechem.

– Ja zauważył, że miała jeszcze kilka innych książków przy sobie. No dobra, wreszcie jestem u ciebie! – Wujek zatarł ręce. – Dobrze, że wziąłeś wolne, bo musimy pogadać.

Zastanawiałem się, po co przyjechał. 

 

Kiedyś podglądałem jego córkę, gdy się kąpała nago w stawie. Zdrowa była z niej dziewczyna i aż bolała mnie moszna, jak się na nią zagapiłem. W marzeniach to nawet myślałem, żeby z nią zakręcić, ale w rodzinie przecież nie można, bo to wbrew naturze. Od tego jednak czasu wujek jakoś przypadł mi do serca, zwłaszcza, że spotykaliśmy się niezbyt często, tak raz od wielkiego dzwonu.

– Nic nie mówisz! Co jesteś, jakiś ten teges? Zmiglancyłeś się tu w mieście, czy jak? Mów szybko wujowi jak na świętej spowiedzi!

– A nic, tylko… Tak się zamyśliłem. Chciałem zaprosić wujka do restauracji.

– Dobrze mówisz, bo nie ma to jak rozmowa, gdy człowiek  jest najedzony. Jest u was w sprzedaży truskawka z Włocławka?

– Z Włocławka?

– Po twoim pytaniu wnioskuję, że nie znasz słodyczy tego owoca. Trudno – westchnął. – Ale wiesz ty co? Powinieneś przygruchać sobie jakąś miłą dziewczynę, coby ugotować umiała i przeprać ci brudne rzeczy. To oszczędność duża! Ale nie jakąś miastową leniwkę, tylko zdrową babę z rubieży. Taka to w podzięce za wybranie nie tylko domem się zajmie, dobrze nakarmi, ale też życie ubogaci wieczorami tak, że aż tchu potrafi zabraknąć. Dzieci zdrowe urodzi zaraz – bez czekania nie wiadomo na co i biegania po klinikach dla bezpłodnych – i będzie jeszcze miała siły, aby je wychować. Nie to, co te miastowe chucherka, co to tylko ślepią, gdzie by tu alergiczne dzieciaki oddać, aby mieć jak najwięcej czasu tylko dla siebie i na te…no… cholerną kulturę!

 

Ruszyliśmy powoli przed siebie.

– Wyrosłeś, zmężniałeś – Wujek chwalił mnie, chyba dla zamydlenia celu swojej wizyty. – Całkiem inaczej, niż za młodu, gdy babka – zobaczywszy twoje pierwsze zdjęcie zrobione zaraz po porodzie – powiedziała: „To nie wygląda dobrze.”

Dziwne. Do tej pory nie słyszałem tej rodzinnej opowieści.

 

– O, a co ten samochód tak cicho przejechał?

– To wóz elektryczny, wujku. Napędzany prądem – wykazałem swą znajomość tematu. – Ale ma słaby zasięg, tak ze 100 kilometrów z jednego ładowania.

– Znaczy, takie miastowe autko?

– No, tak.

– Ot, gówno! To do mnie jechałbyś nim ze trzy dni, pod warunkiem, że po drodze znalazłbyś dwóch głupich, którzy użyczyliby ci na noc gniazdka elektrycznego. 

  

Po drodze zaczepił nas jakiś obdartus:

– Przepraszam panów. Nie mają panowie może trzech złotych? W kiosku sprzedają bowiem przepięknej urody skoroszyty.

Spiorunowałem go wzrokiem i odszedł.

 

– A jak wujek zdobywał dziewczyny? – zapytałem, rumieniąc się od ucha do ucha. 

Mój krajan zaraz to zauważył:

– Ha! Widzę, że nie masz doświadczenia w tej sprawie! 

– E, co to to nie. Kręciłem kiedyś z Zośką Kulawiak…

– Czekaj, czekaj. Z tą Kulawiaczką, co to jej z majtek strasznie jedzie?

– Z tą samą.

– I dlaczego ją rzuciłeś?

– No… bo strasznie jej z majtek jechało.

– Przecież ja cię ostrzegał, że wszystkie chłopaki na wsi skarżyli się, że jej ostro stamtąd jedzie – powiedział wujek i objął mnie ramieniem. – Wiem, wiem. Młodzi muszą sami doświadczyć pewnych rzeczy i mają gdzieś rady starszych. 

 

– Otóż, aby zdobyć kobietę, na początku należy wybrać odpowiedni jej model – zaczął swój wykład  po chwili zadumy. – Sztuki leniwe i nad wymiar wychudzone – powiedzmy to sobie szczerze: miejskie – od razu trzeba skreślić, jako nic nie znaczące dla procesu rozmnożeniowego, prokreacją mądrze zwanego. Także te zbyt dumające, inteligentne albo, nie daj Boże, po studiach, też do niczego. Za grosz u takich pomyślunku praktycznego, tylko wszystko filizofują… znaczy filozofują – poprawił się szybko. 

– Wiem, o czym mówię, bo trzeba ci wiedzieć, że takie panny tylko napsują krwi mężczyźnie i portfel mu odchudzą – wyjaśnił. – Razu pewnego pchała się do mnie na siłę jedna taka letniczka agroturystyczna, jak ja był jeszcze młody. Zepsuta była, bo od razu chciała nogi rozkładać i nago o sztuce rzeźbiarskiej w kamieniu gadać na odosobnieniu, a ja myślący był poważnie i nie chciał obiecywać czegoś, czego by nie mógł dotrzymać. Prawowierna nauka kościoła w moim sercu od młodości zaszczepiona i już.

– Tak? – zdziwiłem się

– No tak! Ale o czym to ja… Aha! Więc ja na początku swoją Marynię obserwował długi czas, zwłaszcza, że była ku temu, co niedzielę, okazja w naszym kościółku na mszy. Stawał ja z boczku i miał dobre wejrzenie… Pobożna była… – Tu wujek westchnął z rozanieleniem. – I tak pokornie trzymała oczy wbite w ziemię, że aż mnie skręcało, mówię ci!

Pomyślałem, że to musi być fajne uczucie. 

 

– Więc ja zaprosił ją na zabawę raz i drugi, ale nijak nie mógł przemówić do jej serca, gdyż jeszcze nie było rozbudzone i traktowało wszystko po koleżeńsku, jak to młódki w swoim zwyczaju mają. I ja nie wiedział jak do niej przemówić, gdyby nie objawienie, które pewnego dnia na mnie przyszło – zakończył tajemniczo.

– Objawienie?! – wykrzyknąłem zaintrygowany.

– Ano tak! Objawienie! Otóż z nagła i niespodziewanie ja zrozumiał, że kobietę trzeba na litość brać, bo one tak właśnie odbierają życie. Więc ja zaczął się żalić, a ona mnie pocieszać, tak trochę w kółko to było, aż wreszcie się droga do ołtarza – że tak powiem – otwarła. A jak ja jej jeszcze na urodziny kupił kolorowy telewizor – uuuu! Normalnie oszalała ze szczęścia i trąc nogami radośnie wykrzyknęła na gardło całe: Tak! Od tego dnia ja miał dostęp nie tylko do Maryni serca, ale też do jej skarbów, dobrze poukrywanych w bieliźnie – mlasnął ukontentowany. – Warto było… 

– To… takie proste?

– A proste! Żebyś wiedział. My z Marynią bardzo się kochamy i obiecaliśmy sobie już na początku, że chociaż raz, ale codziennie. No bo jak inaczej, jak nie przez trykanie, mężczyzna może zachować swoje zdrowie, zdrowie swojej żony i jak inaczej pozbywać się z organizmu nadmiaru komórek rakowych?

– I udawało się wujkowi przez te wszystkie minione lata tak bez żadnej przerwy?

– Raz, w 1970, miałem ciężką anginę i opuściłem jeden dzień…

– Szacun, wujku!

– Muszę ci tu zdradzić, Karolu, że za młodu to zawsze brałem Marynię tylko na stojaka. Dlatego mam dziś takie mocne plecy i jestem ogólnie wysportowany. No, oczywiście od czasu do czasu zdarzały się też stosunki leżące, ale wtedy prosiła mnie, żeby tylko nie na żwirze… – dokończywszy opowiadania wuj uważnie rozejrzał się wokoło.

– O, zobacz, tutaj rybę podają! – wujek wskazał na szyld, zawieszony nad restauracją Głodny Ninja. – Wejdźmy, bo wnętrze wygląda schludnie i nawet jest pusto, co chyba dość rzadkie w mieście, co?

 

Nie czekając na moje zdanie wujek z rozmachem otworzył drzwi lokalu.

 

*

   Po chwili z zaplecza wyszedł ku nam skośnooki Japończyk, który swoim wyglądem nieco wujka zmieszał. Ale wuj wziął się szybko w garść i spytał:

– Rybę mają?

Na co ucieszony kelner odparł z dumą:

– Słyniemy z dań rybnych, proszę pana, które…

– To my usiądziem tam pod oknem, a on nam poda po rybie.

Lekko skonsternowany Japończyk stanął z boku, podczas gdy wujek zdecydowanie przeciskał się pomiędzy ciasno poustawianymi stolikami.

 

– Ale jaja! – szepnął wujek, gdy wrócił z toalety. – Jak się siądzie deska klozetowa drży i ma takie rożne gniazdka do ładowania telefonu i czegoś tam jeszcze! 

– Tak?

– Ja sam to widział, bo miał tam chwilę czasu na obserwację! W każdym razie, jak tylko było po wszystkim, deska zaczęła wibrować, niczym mój telefon komórkowy, kiedy dzwoni. Nawet w pierwszym odruchu to pomyślał, że to może Marynia, bo dziś miał do nas przyjechać taki jeden magik od kur.

– Magik? Od kur?

– Wyobraź sobie: siedzimy któregoś dnia po obiedzie w chałupie przy stole, a tu nagle puka facet ubrany w baranią kurtkę. Więc ja pytam: – Czego chce? A on, że przechodził i zauważył, że kury się na naszym podwórku nie ten teges. – O! – ja na to, bo to prawda była. A on, że może pomóc w tej sprawie. Więc ja mu, że pewnie forsę chce wyciągnąć, bo teraz pełno takich po wsiach łazi, a on, że z wyników się tylko rozlicza. 

 

– Czy panowie życzą sobie coś do picia? – spytał kelner.

– Ja bym wziął zimnej wody ze studni – zażądał wujek. – A ty?

– Ja może też – powiedziałem zgodnie.

– Zostawię panom kartę dań, ażeby…

– A po co ona? – spytał podejrzliwie wujek. – My po rybie zjeść chcemy.

– W karcie znajdzie pan wiele dań rybnych, które…

– Pan nie zawraca nam głowy, tylko rybę da. Pierwszą lepszą z brzegu, żeby szybciej było. Byle świeża była i z Krakowa, bo od razu rozpoznam! – Wujek zastrzegł groźnie, patrząc uważnie w skośne oczy Japończyka.

 

Po chwili nachylił się do mnie:

– Dziwny ten koleś jakiś. Ja słyszał, że tu w mieście pełno macie takich nie ten teges, znaczy niezdecydowanych płciowo.

– Homoseksualistów ma wujek na myśli?

– Właśnie ich! Tylko mów cicho, bo mogą podsłuchiwać! To tak, jak u nas w lesie, gdzie do dziś Żydy się chowają. Też trzeba cicho mówić, bo cholery podsłuchują –  wyjawił jedną z lokalnych tajemnic. – W Radiu z dużej litery pisanym mówią, że te niezidentyfikowane płciowo to podobno zakała ludzkości. Bo mało, że żyją wbrew naturze, to jeszcze innych chcą na tę drogę pociągnąć. Młodego Krzysztofowej raz tacy napadli w mieście, to później szybko odszedł z tego świata, straszną chorobą zakażony – emocjonował się wujek. – Bo jak chłop dorosły może z dorosłym chłopem mieszkać? Rozumiem: w wojsku albo na wycieczce, to jeszcze, ale żeby bez przymusu żadnego? Sodomia jakaś.

– Ale to obcokrajowiec. Znaczy ten kelner…

– Obcokrajowiec? No tak, te jego oczy. Od razu zobaczyłem w nich jakiś fałsz – mruknął wuj. – Ale to tylko jeszcze gorzej, mój drogi. Bo jakże z bogatego zagranicznego kraju mógłby przyjechać ktoś taki z własnej woli do tej naszej biedoty? Ty byś tak zrobił i, dla przykładu, wyjechał dziś do Afryki kozy pasać za dwie drahmy na miesiąc?

 

Podziwiałem jego przenikliwość w tej kwestii.

– No, chyba nie…

– A widzisz! 

 

Wypiliśmy już wodę, podaną w małych szklaneczkach, i oczekiwanie na jedzenie zaczynało nam się powoli dłużyć.

– Wyjawię ci w zaufaniu, że jak wreszcie dotknąłem galaretek Maryni, to wydało mi się, żem do raju trafił. Może nie powinienem tak mówić o żyjącej, ale co tam! Dla twojej nauki i wzrostu  cielesnego pragnienia to powiadam. – Wujek uniósł dwa palce do góry. –  Zdrową dziewczynę żem se wziął i powiem ci, że od tamtej pory w żadną zimę nie marzłem! I dobrze się stało, gdyż masturbacja mnie groziła, przed którą dziadziunio, leżąc na łożu śmierci, często mnie ostrzegał, a ja mu nijak nie wierzył. A i ja cię też w tej chwili przed nią ostrzegam, bom dorósł i wiem, czym ona grozi!

– Ależ wujku…

– Żadne: ależ wujku! Dłoń to nie wagina. Ręce są do pracy, a nie do zabawiania się własnym organem. Zapamiętaj! – dokończył kategorycznie.

 

*

– Masz już na oku jakąś miłą dziewczynę może? – spytał wuj, podczas, gdy Japończyk ostrożnie podawał przystawkę z bambusa z czymś tam, polaną aromatycznym, zawiesistym sosem. 

– Nooo, to niełatwa sprawa w mieście jest – bąknąłem. – Bo jak wcześniej wuj trafnie zauważył, tutejsze dziewczyny są wymagające i od razu chciałyby to i tamto dostać, żeby…

– Co nam tu podali? – przerwał mi w pół słowa. – Co my? Króliki, że zieleninę jeść mamy? Niech szybko podaje rybę! – krzyknął za odchodzącym kelnerem, który spojrzał na nas w sposób dość nieprzyjazny, by nie rzec wrogi, co akurat wcale nie zraziło wujka i zdążył jeszcze dodać za odchodzącym:

– I baniak wody nam tu da, bo te mikre miejskie flaszeczki to na jeden łyk tylko!

– Ale nie martw się! Tu, na miastowej posadce, dobrze masz! U nas rządowy janosik tropi każdego, żeby mu pieniądza trochę podkraść. Ostatnio Maliniaka oskubali – tego, co produkcję jaj miał, ale nie odprowadzał jakiegoś tam podatku. Z niewiedzy, bo specjalnie dają takie przepisy, żeby normalny człowiek się na nich nie wyznawał i, żeby go łatwo karać można było. Więc mówię ci, zdrowy chłop z niego był, a teraz po tym wszystkim jak starzec poszarzał – wujek potarł swój silny zarost na policzku. 

– Ale to jeszcze nic. Jego krewniak, Józiek Płusowy, dostał szybko postępującej schizofremii, jak popsuło się jego ukochane 30-letnie niemieckie auto. Nie miał pieniędzy na naprawę i musiał je zezłomować, żeby nie płacić rejestracyjnego podatku. No to wziął i z tego kłopotu zwariował! Taki był do tego auta przywiązany, jak – nie przymierzając – kiedyś chłop do ziemi.

 

Wujek beknął.

– Oj, coś ta zielenina źle na mnie wpłynęła. Panie! – krzyknął przez puste stoliki w kierunku zaplecza. – A nie masz pan wódeczki na poprawę trawienia?

 

*

– A słyszałeś jak ostatnio kontrola urzędu skarbowego zawitała do naszej synagogi?

– Nie.

– No to pojawiła się tam raz kontrola z urzędu skarbowego. Kontroler bardzo chciał zagiąć rabina Kurwcmana i pyta:

– A co robicie z niedopalonymi resztkami świec?

– Wszystko skrzętnie zbieramy i wysyłamy do producenta, więc raz w roku przysyłają nam świece za darmo.

– Aha…

A po chwili namysłu pyta dalej:

– A co robicie z okruszkami chleba po jedzeniu?

– Wszystko skrzętnie zbieramy i wysyłamy do piekarza, w zamian raz w roku dostajemy bochenek chleba za darmo

– Aaa… – jęknął kontroler, bo znów nie miał się do czego przyczepić.

Urzędnik myślał, myślał i w końcu mówi:

– A co robicie z tymi wszystkimi napletkami po obrzezaniu?

– Wszystko skrzętnie zbieramy, wysyłamy do urzędu skarbowego, i raz w roku przysyłają nam takiego jednego huja na kontrole!

 

– Hahaha! To strasznie śmieszne, wujku!

– Tak, bo mężczyzna bez poczucia humoru to jak obrońca krzyża bez krzyża, Karolu.

 

*

– Co to za gówno nam tu do picia serwują? – krzyknął zdenerwowany wujek, gdy kelner przyniósł karafkę japońskiej wódki. – Mętne toto, zalatuje jakimś nieznanym zapaszkiem, a na dodatek jeszcze ciepłe. Tyle, że trochę nasz bimber z kolorku przypomina. O, dobrze się składa – zatarł ręce. – Bo ja przywiózł ze sobą taką jedną flaszeczkę. Jak ostrożnie naleję pod stołem, to nawet nie zauważą… Dawaj szklankę!

 

Pociągnąłem duży łyk mlecznobiałego napoju, po którym łzy mi z oczu popłynęły i zacząłem bardzo kaszleć. 

– Dobre, nie? – stwierdził z dumą wujek. – Ja sam pędził w stodółce. Może i kolorek nie do końca odfiltrowany, ale moc ma taką, że nie ma się czego powstydzić! He he!

 

Do stolika podszedł kelner z zamówionym przez nas daniem.

– No, wreszcie! – rzekł wujek. – Bo ile można czekać na rybę? Hodowali ją w międzyczasie na stawie, czy jak? 

 

Japończyk, z poważną twarzą, postawił przed nami talerze.

– A co to jest? – spytał z niedowierzaniem wujek.

– Nigiri-sushi, szanowny panie, które…

– Sraty taty! To normalna, nieusmażona ryba! Co wam? Gazu zbrakło, żeby ją porządnie zrobić?

– Szanowny panie, pragnę zwrócić pańską uwagę, że sushi…

– Co pan będzie nam tu na chama surowiznę serwował? Niedouczeńce zagraniczne jedne, cholera! Gdzie jest kucharz? – ryknął wujek, wstając z krzesła, które z hukiem upadło na podłogę.

– Proszę się uspokoić, panie…

– Żadne: panie! Ja tu sobie wypraszam, żeby tyle czekać, a i tak na koniec podają nieusmażoną rybę! I to nie z Krakowa! W głowie się nie mieści! – krzyczał wujek, zdecydowanie kierując swe kroki ku zapleczu. 

 

Za nim popędził przerażony kelner. Oraz ja. 

– Na drzewo, a nie do kuchni! – Wujek zdecydowanie odepchnął skośnookiego kucharza od garnków, patelni i stosu półproduktów pokarmowych. Po czym wziął kawałki ryby, włączył duży palnik i zaczął smażyć je, własnoręcznie, na dużym ogniu. 

 

Przerażony mistrz kucharski – pan Masahiro Tomugasi – blady niczym ściana w kuchni, wpatrywał się, jak brutalnie niszczona jest cała atmosfera zen w jego ascetycznym, z wyglądu i światopoglądu, miejscu pracy. Idealnie wyważony, legendarny nóż kuchenny Skawanaka Hata Rata- ręcznie kuty nocami przy wtórze kwilenia japońskiego ptaka przez jednego jedynego mistrza nożowniczego z Okinawy, Pana Reiji Schimanesku – zadrżał w jego pulchnej dłoni.

 

Kelner próbował coś tam oponować, ale jak wujek krzyknął do niego: „Zamknij się, bo jak nie, to…” – wziął nogi za pas i zwiał na zaplecze, by po chwili wrócić ze śmiercionośnym nunczako, którego kiedyś z powodzeniem używał w swoich filmach Bruce Lee. Japończyk zaczął wywijać przyrządem nim nad naszymi głowami aż świszczało. Wujka jednak za młodu wzięli do wojska, zatem nie dał się zastraszyć jakimś machaniem dwoma kijami, połączonymi ze sobą wypolerowanym krowim łańcuchem. Złapał obcokrajowca w pół i rzucił go z impetem na ścianę, na której zawieszone były fotografie z głośnej ostatnio fotograficznej retrospektywy: „Zakonnice i nunchaku na przestrzeni wieków”.

 

Rzeczywistość niejednokrotnie wywołuje u mnie zdziwienie. Tak było i tym razem. Miałem nieodparte uczucie, że jestem na planie jakiejś slapstickowej komedii. Skwiercząca ryba w ascetycznej, japońskiej restauracji sushi i wujek, na siłę skarmiający skośnookiego kucharza zielonym bambusem:

– Żrej to, jak żeś podawał takie coś niestrawne swoim gościom!

 

*

   A gdy tak siedzieliśmy później przy stole, jedząc wreszcie dobrze usmażoną rybę, wujek wreszcie zdradził  misję, z którą do mnie przybył:

– Ty masturbować się nie możesz, pamiętaj, bo to do zguby i ślepoty prowadzi! Po wojskowemu powiem. Trzy punkty, których przestrzegać masz to: działania zastępcze, prewencja i eliminacja bodźców! Ważne jest jedzenie. Znasz płatki kukurydziane Amerykanina o nazwisku Kellog? Musisz je jadać. Bał się dobry doktor  Kellog strasznie onanizmu, niczym diabeł naszej święconej wody, to i chciał wyeliminować wyraziste smaki, ostre przyprawy i mięso z diety śniadaniowej człowieka, które to składniki służą niezdrowemu pobudzeniu erotycznemu. Więc siadł, zamyślił się i na poczekaniu płatki kukurydziane odkrył. Z tych samych powodów amerykański pastor Sylwester Graham, niekatolik – czyli wróg naszej wiary, co już samo w sobie powinno ci dać dużo do myślenia – wynalazł pełnoziarnistą mąkę, z której można wypiekać nijakie w smaku pieczywo, znane w miastach jako chleb graham.

– To jest zdrowe pieczywo, bo dostarcza niezbędnych…

– No i proszę! Pomieszkał ty w mieście i już głupoty zaczął mówić! – sarknął wujek. – Tak was tu uczą?

– Co uczą? – zdenerwowałem się z lekka. – To jest prawda dietetyczna.

– Gówno prawda, mój drogi Karolu. To prawda onanistyczna.

  

W ciszy przeżuwaliśmy smażoną rybę.

– Cholera, nie jest z Krakowa – mruczał wujek, głośno przy tym mlaskając.

– A skąd to wujek wie?

– Z kulinarnej praktyki mojej żony, chłopcze.

 

Zamilczeliśmy obaj, obżarci smażoną rybą i lekko oszołomieni mocnym wyrobem alkoholowym, który wujek ostrożnie rozlewał co pewien czas pod stolikiem.

– Ech… – sapnął. – Pamiętam, jak mój ojciec wrzucił mnie do studni… Znaczy się, pierwszy raz. A później ten wyraz rozczarowania na jego twarzy, gdy jednak udało mi się wdrapać z powrotem…

– Tak było? 

 

Wujek jakoś nie usłyszał mojego pytania i dalej ciągnął swoje dziwne wywody:

– Dziadzio mawiał, że jak kiedyś chłop w wiaderko się spuścił, to i cielątko się napiło. A dzisiaj to tym nawet znaczka nie przylepi… Ale zapewniam cię, Karolu, nie miał tu absolutnie racji! – oznajmił, nerwowo skubiąc swoją dolną wargę.

– Zatem jak napotkać w życiu dobrą i miła dziewczynę? – zmieniłem temat, chcąc za wszelką cenę dociec prawdy. – Jest na to jakiś niezawodny sposób? Oprócz wzbudzania litości oczywiście…

– Zdradzę ci teraz największą tajemnicę męskiego rodu, chłopcze – powiedział uroczyście wujek. 

– Otóż nigdy nie zadawaj się z lewuskami, które idąc, stawiają swoje stopy do wewnątrz! Zawsze rozpoznasz taką nieomylnie po obtartych zelówkach butów. Albowiem takie właśnie stawianie stóp świadczy o złym charakterze dziewczyny, więc szkoda czasu na prowadzanie się z nią i na te wszystkie inne miłosne ceregiele, związane z jej zdobywaniem, bo i tak wiadomo, że nic z tego nie będzie.

 

Aż mnie przytkało od tej zasłyszanej przed chwilą mądrości.

– Kobiety szepczą, mówią i paplają mężczyźnie na ucho różne szalone rzeczy, żeby odwrócić jego uwagę od sztuki stawiania stóp. Ty jednak nigdy nie daj się im zwieść i sprawdzaj uważnie, jak chodzą! To jest klucz do szczęścia – dokończył wujek.

– A wszelka forma ćwiczeń fizycznych jest złem i służy tylko tym, którzy nie są idealni, tak jak my, mój drogi! – dodał po chwili, drapiąc się przez skarpetkę w swoją dużą stopę rozmiar 48.

 

Po długim czasie zestrachany kelner odważył się wreszcie podejść do naszego stolika:

– Czy życzą sobie panowie może jakiś deser, który pobudziłby…

– A jeżyna z Mrzeżyna jest?

 

KoNiEc

 

Dobra Cobra

listopad, 2013

 

Opowiadanie w wersji do słuchania:

 

Vector image by VectorStock / artshock