Pendula 4

 

W poprzednim odcinku:

   Na uroczystej gali dla prominentów komisarz Zaganiacz zapoznaje lokalną nowobogacką – przepiękną i śmiałą Jadwigę. W przerwach skomplikowanego i być może nierozwiązywalnego śledztwa w sprawie serii tajemniczych zgonów pilnie ćwiczy taniec pod surowym okiem niemieckiego nauczyciela tańca – Petera, pochodzącego z Garmisch-Partenkirchen. Początkujący Morderca Józef, metodycznie śpiesząc do kolejnego morderstwa, siada w rowie, pokrzepiając się przygotowaną w domu kanapką z pasztetową. Tomasz poznaje lekarkę pogotowia, eteryczną Florię Kowalską. Kapitan Polak próbuje odbyć zbliżenie cielesne z chudą Roksaną, jednak znów bez rezultatu. A kurier Andreas, podróżujący służbowo z Dusseldorfu na zlecenie tajnej organizacji O. O. O., nie może nijak opuścić terenu dworca kolejowego o dziwnej nazwie. Nocą komisarz obserwuje nieudolną próbę porwania bankomatu. Naraz spostrzega przed sobą poznaną wcześniej Jadwigę, która zdecydowanym krokiem zbliża się do jego samochodu. Nie ma na sobie niczego, oprócz wysokich obcasów.

 

Co będzie dalej? Co będzie dalej?

 

Dobra Cobra prezentuje czwartą część opowieści w pełni drastycznej, znienacka profetycznej, brudnej oraz nadzwyczaj głęboko kryminalnej, pt.

 

Pendula 4

 

Seryjny wyrywacz torebek z roku 1960 był tak nieuchwytny dla milicji, że funkcjonariusze – zamiast w mundury – wskoczyli w damskie ciuszki. Wszystko po to, aby za wszelką cenę schwytać tajemniczego złodzieja!

 

Rozdział siódmy – Nie podskakuj, kiedy chodzisz po jajkach.

– Gdzie jestem? – spytał komisarz Zaganiacz. 

– Spokojnie. Nic panu nie grozi.

– Kto tu?

– Proszę się nie denerwować. Jestem Ciemięga Przemysław. Przypadkowo dostałem Moce, dzięki którym mogłem teraz pana uratować.

– Moce?

– Jak ten pokraczny Yoda z kosmicznego filmu, co miał pazury jak u kury. Tyle, że on wykorzystywał ją głównie do brutalnego samozaspokajania się na mokradłach, na których egzystował. Niech pan przez chwilę pomyśli o tym ohydnie wirującym napletku, który mlaskał dzięki Mocy, czyli bez użycia rąk.

 

Tomaszowi trudno było sobie coś takiego wyobrazić. Ponadto nie był wielbicielem gatunku fantastycznego w kinematografii. Ale wiele czytał o tym filmie. A raz to nawet go pooglądał, choć nie w całości, bo pod koniec zasnął z nudów.

– Gdzie jesteśmy? – spytał Ciemięgę.

– To dobre pytanie. Po prawdzie to trudno orzec, gdzie się właściwie znajdujemy. Powiedzmy, że jest to bezpieczne miejsce gdzieś na granicy rzeczywistości i snu.

– Co pan bredzisz?

– Zwą mnie Kapitan Polak, co może panu nic nie mówić, gdyż od lat przebywam w utajnieniu. Lecząc się w Niemczech przypadkowo dostałem – jak już wcześniej nadmieniłem – wielką Moc  magnetyczną. Moc przewyższającą zdolności przeciętnego człowieka.

– Moc?

– Otóż mogę siłą tychże Mocy przenieść człowieka lub przedmiot w inne miejsce w tej samej rzeczywistości, nie zaburzając – broń Panie Boże, gdzież bym śmiał – kontinuum czasoprzestrzennego. Zaraz po Drugiej Wojnie – korzystając z wiedzy niemieckich naukowców – Amerykanie dokonali podobnego eksperymentu, znanego pod kryptonimem Filadelfia. Jednak, gdy jeden ze statków morskich zaginął wraz z całą załogą na zawsze, wystraszono się i podobno zaniechano tych zabaw.

– A na czym ten eksperyment polegał?

– Działano silnym polem magnetycznym na statki marynarki wojennej. W zamyśle chciano stworzyć flotę, którą można by w oka mgnieniu przenosić w dowolne rejony kuli ziemskiej, aby skuteczniej walczyć z wrogiem, którym wtedy był socjalizm.

– A dlaczego akurat teraz przeniósł pan mnie?

– Pendula – rzekł sucho Ciemięga.

 

*

   Ktoś budził kuriera Andreasa, potrząsając go brutalnie za ramię. Po otwarciu oczu Niemiec zobaczył nad sobą funkcjonariuszy policji kolejowej, z nieodłącznym psem rasy owczarek, naturalnie niemiecki. Sokiści wzięli go pod ręce, sprowadzili z wagonu i powiedli peronem, na którym stała tablica z obcobrzmiącą nazwą.

 

Naraz Andreas przeraził się śmiertelnie, a po jego plecach przebiegły nerwowe ciarki. W Organizacji pokutowało bowiem przekonanie, że na wyjeździe służbowym o wiele lepiej jest stracić życie, niż zagubić choćby jeden, jedyny, najmniejszy rachunek. A on z wielką jasnością zdał sobie w tym momencie sprawę, iż zapomniał o niego poprosić w odwiedzonym niedawno barze „Semafor”. W jaki sposób rozliczy teraz diety?

 

*

– Pendula? – zdziwił się Komisarz Zaganiacz.

– To ta kobieta, która na pana szła. Ona jest śmiertelnie niebezpieczna. Międzynarodowa Organizacja o tajemniczej nazwie O. O. O. – pilnująca porządku na świecie – zgłosiła się do mnie z tą sprawą – koloryzował rzeczywistość Ciemięga. – Jedno ze starożytnych bóstw płodności zostało przypadkowo zbudzone przez nieroztropnego rolnika z południowej Westfalii, który zaklęciami, znalezionymi w Internecie, przywołał je znów do życia. I się zaczęło.

– To brzmi trochę, jak scenariusz filmu grozy.

– Może i tak jest. Jednak proszę mi wierzyć, że Pendula jest nienasycona. Żąda coraz więcej ofiar, tak, jak kiedyś przed wiekami składano je u jej stóp. Nie wiadomo, dlaczego osiedliła się w waszym mieście. Skierowano mnie tu za nią, abym mógł ją w jakiś sposób odnaleźć i zatrzymać. Pomyślałem, że rozpoznam ją po chcicy na współżycie, jednak sposób okazał się nieskuteczny. Kobiety są bowiem największym dramatem mojego życia… 

– A co to ma wspólnego ze sprawą?

– Nakazano mi zwabić Pendulę i usidlić ponadczasowo podczas igraszek w hotelowym apartamencie. Starałem się, wyrywałem kobiety, jednak nigdy na nią nie natrafiłem. Aż do dzisiaj.

 

*

   Początkujący Morderca Józef stanął na przejściu dla pieszych. Przed sobą podziwiał Galerię Zieloną, lokalną świątynię konsumpcjonizmu. Z całych sił nienawidził takich miejsc. Zawsze przypominały mu one o podziale na biednych i bogatych. Na lepszych i gorszych. A on zawsze miał w pióro. Zatrudniony na marnym stanowisku, mógł tylko przez wystawowe szyby napawać się widokiem pożądanych dóbr konsumpcyjnych.

 

Gdy zapaliło się zielone światło morderca Józef pewnie postawił stopę na asfalcie.

 

*

– Czy zauważył pan, panie komisarzu, coś niezwykłego lub nietypowego, gdy tylko zacząłem ściągać go moimi Mocami?

– No… zaczęło się robić zielono wokoło…

– I co jeszcze?

– Iskry szły…

– I?

– Niebo zwijało się i rozwijało…

– I jeszcze coś?

– No, pojawiły się na mnie pchły w wielkiej ilości. Ale to było wcześniej…

– I?

– Chmura deszczowa stanęła nad komendą i lało tylko na ten budynek.

– Przepraszam pana za to, że przeklnę, ale, kurwa, niech pan wydusi wreszcie to, co najważniejsze!

– Wydawało mi się, że krocze owej Penduli błyszczało na intensywny złoty kolor.

 

– Ha! O to właśnie chodziło! To niechybny znak, że został pan przez nią wybrany.

– Wybrany? A niby po co?

– Do najwspanialszego aktu współżycia, jaki tylko może sobie wyobrazić mężczyzna! – rozmarzył się Kapitan Polak. – Niestety, zazwyczaj akt ten kończy się śmiercią samca. Zupełnie, jak u modliszki. Albo w filmie Seksmisja.

 

Obaj mężczyźni dumali chwilę nad wagą wypowiedzianych przed chwilą słów.

– Seksmisja? – zdziwił się Zaganiacz.

– A więc jest teraz w rui, podczas której jest najsłabsza – kontynuował Ciemięga. – To zdecydowanie najlepszy czas na jej pojmanie. Trzeba się tylko do niej niepostrzeżenie zbliżyć.

– Ile mamy czasu? – spytał rzeczowo komisarz.

– Naukowcy uważają, że co najmniej dobę. Później stanie się jeszcze trudniejszą do pokonania. Siła kochanków – których z powodu swej atrakcyjności zapewne ma dziesiątki – dodaje jej energii niezniszczalności. Zarówno w zatęchłych wiekach, jak i teraz, bez problemu znajduje mężczyzn, którzy oślepieni urodą Penduli przekazują jej swoją siłę podczas aktu kopulacji. To dlatego kościół przestrzega nas przed „oddawaniem siły kobiecie”. Zresztą podobnie mówią inne religie. Zawsze istniało i istnieje pogaństwo, które depcze te piękne Boże zasady. No, stąd mamy sytuację, jaką mamy.

 

*

   Tirowiec Wojciech Szaleniec pędził wielką ciężarówką szerokimi miejskimi ulicami. Nieopodal, na przejściu dla pieszych, zauważył faceta w berecie, wchodzącego na jezdnię. Mocno nacisnął na hamulec. Spod kół wydobył się swąd palonej gumy.

 

Rozdział ósmy – Zmięta dziesięciozłotówka sama nie będzie stepować.

   W starej pofabrycznej hali, położonej gdzieś w lesie, kurier Andreas ostro doświadczał oralnie rozłożoną na kocu, gorącą i niewyżytą młodszą aspirant Agnieszkę Szparę. Był wszak Paganinim minety, utytułowanym Młodzieżowym Mistrzem Niziania Łechtaczki Językiem Niemieckim w całym okręgu południowych Niemiec. Za swe umiejętności otrzymał nawet w norymberskim Cechu Wielbicieli Cipiszcza honorowy tytuł Majstra Od Lizania. Swą sztuką ars – amandi jarał wszystkie dojrzałe kobiety, niczym darmowy bilet do Torunia. A może nawet i jeszcze bardziej! Pod warunkiem, że znalazły się z nim w łóżku.

 

Kilka dni temu kurierowi udało się zmylić ochronę i uciec siepaczom z policji kolejowej. Musiał za wszelką dotrzeć do celu swojej podróży i przekazać kapitanowi Polakowi najtajniejsze z danych. Oraz poprosić o rachunek w kolejowym barze „Semafor”. 

Bardzo zmęczony dotarł wreszcie do rogatek miasta. Skradając się czujnie i wytężając wszystkie zmysły, by nie dać się schwytać, zauważył piękną kobietę, opalającą się w samych stringach na jednej z leśnych polanek. 

Zrozumiał, że to premia za jego trud i poświęcenie. Imtraud z pewnością by to pojęła i zaakceptowała, gdyż od młodości miała Polki za niższą, nierozumną rasę. Ale nie wspomni jej o tym spotkaniu, bowiem kobiety nigdy nie rozumieją mężczyzn tak do końca. Zbyt są zajęte ciągłym rozkładaniem wszystkiego na czynniki pierwsze. 

A tutaj, na leśnej polanie, wszechświat dawał mu wystawną nagrodę za jego wieloletni trud, poświęcenie i niedosypianie.

 

Z mlaśnięciem zakończył grę wstępną i wreszcie wszedł w pyszne zakamarki waginy, jęczącej z wielkiego pożądania Agnieszki Szpary. Zdziwił się słodyczą pierwszego pchnięcia, gdyż do tej pory nie zaznał w życiu większej przyjemności od tej obecnie przeżywanej. W tym momencie doznał też nagłego olśnienia: więc jednak kobiece cipki potrafią się czasem czymś różnić! 

 

Podczas ejakulacji Andreas kurczowo złapał się za serce, wywalił język, omdlał i upadł sztywny wprost na piersi kochanki, na co młodsza aspirant zareagowała nagłym i niespodziewanym napadem pochwicowym. 

To musiał być atak serca.

 

   Przez długie upalne dni młodsza aspirant – z powodu zakleszczenia – nie potrafiła nijak zejść z nieboszczyka, co doprowadziło ją do postradania zmysłów. Jako dziecko przeżyła ospę, żółtaczkę, wycinanie migdałków, molestowanie seksualne, ekstrakcję zębów w celu prostowania pozostałych, brutalną i głupią szkołę, zazdrosne koleżanki, napalonych kolegów, zajęcia pozalekcyjne, na które w kółko zapisywała ją matka i w końcu studia, na których wreszcie rozpoznała swe przeznaczenie. 

A teraz tak po prostu miała umrzeć w lesie na kutasie jakiegoś przygodnie poznanego, napalonego Niemca, który aktualnie zaczynał się powoli rozkładać?

 

Zza koszuli martwego kuriera wysunęły się jakieś papiery. Gdyby Szpara umiała po niemiecku, przeczytałaby, że nic a nic nie może zatrzymać kobiety o tajemniczym imieniu Pendula. I o tym przestrzegała swoich ludzi tajna międzynarodowa Organizacja O. O. O.

Ale młodsza aspirant nie znała tego języka.

 

*

– Musisz pan założyć pod czapkę ten zwój drutu gęsto plecionego.

– Po co?

– Trza zmylić Pendulę. Dzięki poskręcanemu metalowi pańska energia myśli nie będzie tak emanowała prądem poza czaszkę. W związku z czym stanie się pan dla niej niewidzialnym. Ona nie rozpoznaje ludzi tak, jak my: po kształcie sylwetki czy rysach twarzy. Widzi ich tylko jako energię elektryczną. A mózg wytwarza tych impulsów najwięcej z całego organizmu. Dlatego nikt się przed nią nie może schować. Widzi ludzi przez ściany w budynkach, za drzewami, ukrytych w rowach, a nawet pływających pod wodą. Bo każdy z nas myśli. To znaczy – prawie każdy – poprawił się Ciemięga. – Ja nauczyłem się niemyśleć, ale jest to – zaznaczam – umiejętność rzadka i oryginalna, acz pożądana na przykład w wielkich korporacjach.

 

*

– Boję się – wymamrotał komisarz Zaganiacz.

– Każden by się bał, drogi panie. Weź pan ten czopek i zażyj go tuż przed akcją – poradził Ciemięga, w ciemności podając policjantowi coś oślizłego w kształcie naboju karabinowego. – Jak pan chcesz, żeby dłużej działało, nie zdejmuj pan folii. No, to jak? Gotowy? Raz…dwa…trzy i – allora – cztery! – powiedział Kapitan Polak z przerwą między odliczaniem, znaną wszystkim nauczycielom baletu.

– Wsadzamy!

 

*

   Początkujący Morderca Józef cofnął się na chodnik. Potężna ciężarówka, z rykiem klaksonu przemknęła tuż przed jego nosem i popędziła dalej. Urwane od naczepy wielkie koło niespodziewanie zmiażdżyło głowę Józefa.

 

Na następnym przejściu dla pieszych na zielone światło oczekiwał Zenon Mryś, wierny uczeń Pana.   Z oddaniem szukał zagubionych owiec, aby je przyprowadzać do Pasterza. Pragnął z całych sił, aby każdy człowiek został zbawiony. Lecz ludzie byli dalecy od takiego pojmowania rzeczywistości. Sami wymyślali sobie bogów i się im kłaniali. Pieniądze, zaszczyty, pożądanie – to były cele ludzkości. Z niewiarą spotykał się na każdym kroku.

 

W wilgotnej od emocji ręce ewangelista dzierżył długi list, w którym wyjaśniał szczegółowo potrzebę przyjęcia chrztu biblijnego przez niedawno poznaną kobietę. 

– Jak zareaguje jej mąż? – zastanawiał się gorączkowo Zenon Mryś. Słyszał bowiem, że pan Józef potrafi być raptownym i krewkim zarówno w słowach, jak i w czynach.

 

*

   Pierwszą rzeczą, którą zobaczył Zaganiacz był pies i kot, spacerujące po gałęzi pobliskiego drzewa i dywagujące między sobą w ludzkim języku.

– A więc to prawda! – emocjonował się pies. – Psy rzeczywiście mogą wchodzić na drzewa! Ale dlaczego tego nie robią?

– Bo nie potrafią, głupie, zejść – mruknął kot.

 

– Cholera, nie jest dobrze – pomyślał Zaganiacz. – To pewnie te pierwsze dziwne oznaki po kolejnych przenosinach w czasoprzestrzeni, o których mówił Ciemięga.

 

– Dokąd idziesz? – spytał go z drzewa pies.

– Idę zająć się tą babką, co to mamy przez nią pełno kłopotów.

– Pendulą? – zdziwił się kot. – Nie dasz rady! Za cienkiś w uszach, ziomuś. 

– Mam zwój drutu pod czapką, żeby mnie nie wyczuła – rzekł dumnie Komisarz, uchylając rąbek bejsbolówki.

– Mówię ci: nie dasz rady. Za mały na to jesteś. Jak ci fujara stanie, nie będziesz zważał na nic, tylko rzucisz się na nią w try miga, aby odbyć najwspanialszy akt seksualny w swoim życiu. No bo co innego liczy się dla mężczyzny?

– A dla psa to nie? – wtrącił pies.

– Spróbuję się jakoś przemóc – oświadczył policjant.

– Siedzimy tu na drzewie od dłuższego czasu i zapewniam cię, że jak dotąd nikomu nie udało się jej przechytrzyć. A kto u niej już nie był… – zawiesił głos kot.

 

Zaganiacz zdenerwował się tą głupią i nieprowadzącą do niczego rozmową. 

– Spierdalajcie! – krzyknął do zwierząt, odwrócił się na pięcie i zaczął powolną wędrówkę w górę cichej uliczki.

 

*

   Powolnym marszem zbliżał się do celu. Wreszcie zobaczył przed sobą na końcu ulicy elegancką willę w nowoczesnym, szarawym odcieniu

– Dokąd pan idzie? – spytała starsza kobieta.

– Ot, przed siebie – rzekł Zaganiacz, próbując się uśmiechnąć.

– Taki przystojny, a tak nie umie kłamać. Ja wiem, że to gówno prawda, co mi pan tu mówi! Idzie pan do tej bogaczki. Każdy przystojniak tam chodzi. Najgorsze, że nikt później stamtąd nie wraca… 

– A nie mogła pani wcześniej zadzwonić na policję z tą informacją? 

– Mój Eugeniusz też nie wrócił – krzyknęła z wyrzutem. – Nienawidzę policji. Zawsze tylko pałowali, a jak zniknął mój syn, latami nie potrafili go odnaleźć. Osiwiałam z bólu, oczekiwania i cierpienia. 

– Przykro mi.

– Niech pan do niej idzie! Szybko! To najważniejsze dla was facetów. Tylko, żeby wydupczyć, poruchać i pościskać. Wszyscy myślicie tylko o jednym! Chciałam za wszelką cenę przyśpieszyć poszukiwanie syna, bo czas grał wielką rolę, i też musiałam… – przerwała, przepełniona nagle wciąż żywymi emocjami, po czym głośno zatrzasnęła za sobą drzwi.

 

Ciąg dalszy zdecydowanie musi nastąpić!

 

Audiobook:

 

Vector image by VectorStock / GraphicStock