Spotkanie po latach 1

    

Mało co ją huj nie strzelił, choć pewnie powinno się powiedzieć: kuciapka. Ale każda dziewczyna by się wkurwiła, gdyby obiekt jej dziewiczych rojeń i zauroczenia spóźnił się na pierwsze spotkanie tak lekko licząc z piętnaście lat. 

Stanął w progu w glorii chrzanionego pięknisia, którego twarz wyharatano dłutem. Śliczny, jakby go wycięto prosto z żurnala mody, a na dodatek te blond loki jak u aniołka… A tu syf w mieszkaniu, jak nie wiadomo co! Dzieci drą gębę, tony brudnych rzeczy powywalane na podłogę, kurz na meblach. Na dodatek w całym mieszkaniu pachnie kapustą, bo akurat gotowała bigos. 

Ten skurwysyn – bez taktu, ani pukania do drzwi – stał i obrzucał ją wzrokiem. A to już nie to samo ciało, co kiedyś: o ładnych parę kilogramów za dużo w biodrach, uda z rozstępami, podobno od nadmiaru cukru i picia kawy. Ale komu miała się przypodobywać, gdy staremu pasowało, jak dała mu ciała ze trzy razy w tygodniu. Najczęściej po ciemaku, jak bachorstwo już szczęśliwie pozasypiało, więc wcale nie musiał patrzeć na te jej nogi,. Ten związek dawał jej poczucie stabilności, gdyż lubiła, jak nieraz przed pracą pochlapał językiem między jej nogami. 

Nic się Apetycznuś nie ruszał, tylko stał. Przyszedł w gości i może go zatkało, że zobaczył takie babsko, zamiast ulotnego, chudego kwiatuszka, czterdzieści kilo wagi, który wyczekiwał na niego pod lipą i który obiecał sobie, że jak tylko Piotruś Pan się zjawi, to pozwoli mu wziąć cały dziewiczy miód, który posiadała.: jędrne cycuszki, smagłe uda i ten smakowity bukiet pomiędzy nimi. Do końca nie wiadomo, czy ładny, czy też nie, bo nie było z kim porównywać tych anatomicznych szczegółów, a internet notorycznie kłamał i wyolbrzymiał problem. I nie było jasne, czy akurat chłopcy taką kompozycję lubią, czy też może nie. Naturalnie teraz już wiedziała, że oni też tego nie wiedzieli. 

Ale teraz było już za późno na to spotkanie. Nawykła do życia ze swoim chłopem, machnęli dwa dzieciaczki, mieli trochę znajomych, z którymi spotykali się przy wódeczce i winku. Była nawet pewną, że mąż Basi zerkał na nią ukradkiem i wieczorami –  gdy wszyscy już zasnęli – nie raz marzyła, że spotyka go przypadkiem w ciemnym lesie, gdzie… By póżniej ganić samą siebie za takie myśli.

 

– Witaj… – powiedział wreszcie Pięknuś. – Przepraszam… 

Wezbrał w niej cały kobiecy bunt: teraz będzie skurwysyn przepraszał, jak wszystko jest już pozamiatane. Życie ułożone, pragnienia odłożone na półkę. Noż kurwa! Normalnie:  kurwa! 

Z tego wszystkiego nie zapanowała nad sobą i z furią kopnęła go w jaja. Koszmar młodości powrócił. 

Oczy Bajecznusia natychmiast się zamgliły, niebezpiecznie zabalansował ciałem i upadł prosto na dywan. 

 

Dobra Cobra zaprasza dziś na opowieść współczesną, w której występuje kobieta nowoczesna, a ponadto dziwny gość oraz wielkie poszukiwanie, które mogą zakończyć z sukcesem tylko umysły dynamiczne, nawykłe do kombinowania i omijania przeszkód, które wciąż zsyła życie. Występuje tu też wielka pokusa, która spośród wielu mniejszych pokus stanowi creme de la creme trzonu opowiadania, które w piękny romantycznie jesienny sposób jest zatytułowane

Spotkanie po latach

Część 1

Życie jest jak jazda na rowerze: zmiana widoku wymaga wysiłku

2

   Natalia Sobieszko była lokalną heroiną, uchodząca za niedotykalską. W młodości błąkała się nocami po zakazanych dzielnicach, prowokując rzezimieszków do rzezimieszkowania, kieszonkowców do kieszonkowania, gwałcicieli do gwałcenia, a  gliniarzy do… glinienia.

Na przekór nikomu nie dawała, a mężczyźni, którzy stawali na jej drodze, olśnieni  nieziemskim pięknem, nie wyciągali rąk do jej skarbów, podejrzewając, że jest policyjną wtyczką do łapania pedofili. Więc w młodości tej przewrotnej pupci nie spotykało nic złego, co w nadmiarze spotyka współczesne dziewczyny. 

   Po kopnięciu w krocze Natalię ogarnęło poczucie dziejowego rewanżu. Pewnie Polacy mieli coś takiego, jak wygrali z Niemcami Drugą Wojnę Światową. Była z siebie taka dumna, ze właśnie oddała przybyłemu Cacanusiowi kopem za te wszystkie lata czekania, które zakończył wreszcie Leoś Sobieszko, zaciągając ją w krzaki na weselu koleżanki. Nawet się wtedy nie opierała, bo w tamtym momencie też poczuła wielką chęć na zbliżenie. Zresztą już nadszedł na nią czas i trzeba było powoli myśleć o zamążpójściu. Chwilę później, rozłożona wśród wilgotnych traw, zrozumiała, dlaczego niektóre dziewczyny nazywają Leosia Kot Dżinks. Zrobił z nią wtedy takie rzeczy… 

Zauważyła, że omdlały mężczyzna miał minę, jak ten ekolog spod siódemki, gdy Natura zwaliła któregoś dnia drzewo na jego pojazd elektryczny, kupiony za duży szmal. Zresztą były z tym autem ciągłe kłopoty: z powodu ocieplenia klimatu w kółko wyłączali prąd i nie szło go naładować do pełna. Więc wszystkie chłopaki z bloku miały niezłe używanie z tej całej sytuacji. 

Z kieszeni leżącego Cudownusia wysunęła się karta magnetyczna. 

– Ty… – trąciła go stopą. Ale nie odpowiadał, nadal pozostając w stanie poważnego  zemdlenia. Co się teraz wyprawia z tymi facetami? Jacy oni są krusi, trudy życia ich przerastają, niespodzianki zaskakują, a na dodatek chadzają do kosmetyczki. 

3

   Faceci to proste istoty, ale ona zawsze dawała im więcej. Więc nie tylko rozkładała przed nimi nogi i zamykała oczy, jak czyni to większość kobiet, ale potrafiła też wziąć sprawy w swoje ręce. I usta. A wtedy każdy chłop piszczał z radości jak fretka, nie wierząc własnemu szczęściu. Jej nieumiejętne koleżanki nigdy nie miały okazji widywać tak podnieconych chłopów i ich kutasów, sztywnych jak pręt zbrojeniowy.  

A ten przybyły kutasnadal leżał na dywanie. Dobrze, ze dzieci były czymś bardzo zajęte. Pochyliła się i podniosła z podłogi te kartę, która wysunęła mu się z kieszeni. 

Napis głosił: Spółdzielnia Niepełnosprawnych Mokry Krokodyl.  Z tego, co wiedziała, niełatwo było dostać tam pracę. 

   Krążyła legenda, że to miejsce, w którym za własną zgodą ułomni są dręczeni, szykanowani i zmuszani do pracy ponad siły – wszystko po to, aby byli w stanie  wyprodukować jak najwięcej pędzli do golenia. Które schodziły nadzwyczaj rewelacyjnie na Czarnym Lądzie, gdzie cena zakupu produktów higieny osobistej nadal jest znaczącą dla domowego budżetu. Bo w ostatnich latach tamtejsi mężczyźni zaczynają już odchodzić od golenia przy pomocy ostrych jak brzytwa liści trawy afrykańskiej. 

Wykorzystywani pracownicy Mokrego Krokodyla niewątpliwie spełniali więc dziejową misję, gdyż przyczyniali się do rozpowszechnienia w całej Afryce mody na podbródek gładki, profilowy, wygolony niczym pupcia noworodka. Podobno za swoje poświęcenie zatrudnieni dostawali całkiem niezłą comiesięczna gratyfikację.  

Jej Leoś też próbował się tam załapać, no, ale nie był ułomny, co było największa przeszkodą. Choć w żartach sugerował, że może jednak powinien coś sobie uciąć, by dzięki temu zostać niepełnosprawnym. Co Natalia szybko wybiła mu z głowy, udowadniając, że akurat ta część organizmu jest jej bardzo przydatną. 

   A więc należało założyć, że i ten leżący na podłodze Czarownuś tez musiał być w jakiś sposób ułomny. Bo przecież tam w Krokodylu nie przyjmowali do pracy ludzi zdrowych. 

Przyjrzała mu się bliżej, ale nie dostrzegła żadnych śladów skaz, niepełnosprawności czy widocznego zidiocenia na pięknej, podłużnej twarzy. Przebiegło jej przez myśl, że w takim razie może jest głupi wewnętrznie. 

Mimo zemdlenia nadal był ślicznym chłopcem bez ani jednej zmarszczki. Na pewno musiał nakładać krem pod oczy, bo w jego wieku wszyscy faceci już jednak zaczynają je mieć. Wraz z  podwójnymi podbródkami i chomiczymi policzkami. Chociaż… te chomicze policzki widywała tylko u starszych facetów, a on był w kwiecie wieku. Czysta tablica – tabula rasa, jak by powiedzieli starożytni. Co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że na pewno przybył do niej gdzieś z daleka, a może nawet prosto z miodopłynnusiowego Nieba, gdzie zamieszkiwał razem z ożywioną lalką Ken i i jego długonogą dziewczyną o stu twarzach. Bo Natalia od młodości w głębi serca wierzyła w takie rzeczy, a na dodatek nie zawsze pamiętała o zamykaniu drzwi wejściowe na klucz. I stąd teraz ten problem. 

W telewizorze zaczynały akurat lecieć Mądre Porady doktora Szpady. Lubiła ten program z wczesnopołudniową porą jego nadawania. To był czas na trzecią kawę po odgruzowaniu mieszkania z wszechogarniającego go syfu. Sprzątanie zawsze wystarczało  na góra dwa, trzy dni – później bałagan powracał ze zmożoną siłą. 

Przez zwykły życiowy przypadek – oraz podążając za radami telewizyjnego doktora – niedawno została wegetarianką. Nad tą decyzją nie zaważyła jakaś wewnętrzna przemiana czy względy natury humanitarnej albo długowieczność, bo przecież i tak kiedyś umrze. Przekonała się na własnej skórze, że dieta bezmięsna po prostu jej służy: nie czuła się tak napakowana żarciem, a zawsze wywalony brzuch wywalało coraz mniej. Więc to było dobre dla jej wyglądu. 

   Piotruś Pan nadal leżał na jej podłodze. To chyba z wielu względów niedobrze. Złapała się na tym, że w chwili intensywnego myślotoku znów trzyma palec między zębami. Jak nastoletnia dziewczyna. 

4

  Irracjonalność tej spóźnionej o lata wizyty, jej wielopłaszczyznowość i paradoksalność niecodziennego zdarzenia bardzo ją zdziwiły. Musiało się to zdarzyć akurat teraz, gdy osiągnęła pełnię kobiecości i szczęście jako żona i spełniona matka? I gdy nie oczekiwała już na żaden cud damsko męski? 

Nagle do żywego wkurwiło ją to jego niespodziewane najście, tak, jak kiedyś wkurwili ją rodzice, którzy nie pozwalali na spotkania z pewnym chłopcem, który jeździł motorem z przewierconym kilka razy tłumikiem. Pewnego wieczora wykrzyczała prosto w ich oniemiałe twarze:

– Jestem z nim w ciąży! 

Nic nie zastąpiło ich śmiertelnie przerażonego wyrazu zdziwienia. W pewnym momencie zaczęła się nawet obawiać, że mogą od tej wiadomości najzwyczajniej umrzeć z powodu mieszanki przerażenia, zmieszanego ze społecznym poniżeniem. Więc niejako z litości dodała na odchodnym:

– Nie, nie jestem w ciąży. Ale super było zobaczyć te wasze przerażone miny na tych waszych małomiasteczkowych, zbaraniałych twarzach.

Była wyższa od obojga rodziców o głowę. Czy to znaczyło, że matka się kiedyś puściła i  miała innego ojca? 

 

Co powinna zrobić z tym omdlałym osłem? Wezwać sąsiadów, straż ogniową,  pogotowie, policję… męża? Może facet właśnie umierał, a niewezwanie pomocy w takiej sytuacji było chyba karalne. 

Szybko rozejrzała się po mieszkaniu. Dzieci nadal czymś się zajmowały w sypialni, a z telewizora dobiegał kojący tembr głosy doktora Szpady. Pochyliła się, aby złapać Nadobnusia za ramiona i gdzieś go schować, gdy nagle jej uwagę przykuł pewien szczegół. 

No nie. Nie do wiary! Naturalnie, ze kilka razy w życiu widziała pornografię, ale w portkach tego chłopczyka czaił się chyba prawdziwy dziki pyton. Przylegające dżinsy uwypuklały tą bestię, sięgającą mężczyźnie prawie do… do połowy uda! 

Natychmiast poczuła, że się poci nad górna wargą.  Miała tak zawsze w chwilach silnego podniecenia. 

Ale to przecież było niemożliwe! Nigdy w prawdziwym życiu nie spotkała na swojej drodze faceta z tak długim przyrodzeniem. W milczeniu podziwiała przez spodnie ten wielki organ. 

Wreszcie się odważyła i z ciekawości ostrożnie rozsunęła rozporek. Olbrzym natychmiast wyskoczył, uderzając ją w policzek. Prawie krzyknęła z zaskoczenia, szybko zakrywając obnażony organ narzutą. 

Znów rozejrzała się po przedpokoju, otworzyła drzwi łazienki i wciągnęła do niej  omdlonego chłopczyka. Tam spróbuje na powrót upchać tą jego kiełbachę do spodni. Przekręciła zamek, żeby dzieci czasem jej w tej czynności nie przeszkodziły. Z dobiegających odgłosów zabawy wnioskowała, że dalej nadal były czymś bardzo zajęte. 

5

   Spocona usiadła przy Dużusiu. Wyuczonym gestem poprawiła włosy i obciągnęła wysoko podniesioną sukienkę, zasłaniając fikuśną bieliznę. Babcia ją uczyła, że wszyscy mężczyźni są wzrokowcami i aby go przy sobie utrzymać trzeba zawsze ubierać pod spód coś pikantnego.

Tak emocjonującego zbliżenia, jak to przed chwilą, nie zaznała w całym swoim życiu. Już sam widok wypasionego przyrodzenia sprawił, że poczuła skurcze w środku. Ale to było z dziesięć minut temu. 

W młodości myślała, że spółkowanie wygląda całkiem inaczej: kobieta tuli się z mężczyzna, szepczą czułe słówka i ogarnia ich romantyczna ekstaza. Może to i dobrze, że ten chłopczyk nie przybył za młodu, bo zbliżenie tylko by bolało i przerażało. A teraz, będąc regularnie czyszczoną, mogła do woli smakować akt połączenia dwóch ciał oddzielnych płci. I całą paletę odczuć z nim związaną.  

Ze zgrozą poczuła, że pochwa jest wypełniona jego nasieniem. Ale z niej idiotka! Nie przewidziała, że zemdlony chłop mimo nieprzytomności może w niej skończyć. Wstała z podłogi, weszła do wanny i przepłukała pachwinę pod ciepłą wodą.

Kiedyś w liceum umówiły się z kumpelą, że na balu maturalnym zdobędą nasienie  przystojnego nauczyciela historii, który miał podniecająco niski tembr głosu. Sprytnie spiły pedagoga na strychu szkoły, dając mu się podotykać tu i tam, co zgodnie z przewidywaniami dziewczyn wzmogło pochłanianie alko przez historyka. Aby zdobyć progeniturę zastosowały umiejętności, wyniesione z lekcji prac ręcznych, w których były prymuskami. Akcja upadła na ostatnim etapie: koleżanka się scykała i nie chciała umieścić mądrej zarodzi w swojej pochwie. Cały plan poszedł się jebać. 

Natalia silnym strumieniem prysznica zaczęła wypłukiwać świeżą dostawę nasienia. 

Ale przecież to nie wystarczy, mycie to tylko kwestia higieny. Teraz trzeba będzie lecieć po tabletkę wczesnoporonną do apteki, która nie zatrudnia farmaceutów z klauzulą sumienia. Z tego wszystkiego strasznie zachciało się jej siku. 

 

Wtedy poczuła na sobie jego wzrok. 

– Długo się tak gapisz? – od razy przeszła do ataku. 

– Przepraszam, bo ja… – mężczyzna jorgnął się koncertowo. 

– Co, kurna, ja? – znów zaczynał ją denerwować. Na dodatek została poniżona, bo obcy facet oglądał ją podczas czynności intymnych. Swój chłop może takie rzeczy widzieć, ale obcy absolutnie nie. Wyprężyła się, ostatkiem sił zwalczając pragnienie przykopania mu w te jego jaja, wielkie niczym oczy zawodowej modelki. 

– Zaraz ci to wyjaśnię… 

– A co, to już przeszliśmy na ty? 

Chyba nie dotarło do niego to, co właśnie powiedziała. A więc tu jest jego pięta Achillesowa! Nie do końca czai kontekst. Wreszcie wiadomo, dlaczego ma pracowniczą przepustkę do Mokrego Krokodyla!  

– Dzięki postępowi nowoczesnych środków inwigilacji, popartych religijną żarliwością nowo wybranych władz francuskich, nie tak wcale dawno zalecono wykastrowanie moich jaj – zaczął swą opowieść Olśniewającuś. – W czasie długiego oczekiwania na chirurga, dodałem dwa do dwóch, otworzyłem okno i korzystając z chwili nieuwagi personelu medycznego wyskoczyłem na trawnik, który z powodu wspaniałego nawożenia swą zielenią aż porażał wszystkie zmysły… 

– To ty jesteś Francuzem? – przerwała mu w pół zdania. – Z Francji? – dodała, trochę zbyt naiwnie wlepiając w niego oczy. 

– No, tak – potwierdził. – Się rozumie.  Ale nie z własnej woli. Mój pradziad wyemigrował tam za chlebem. 

– A… acha. 

– I pomyślałem, że lepiej być wyjętym spod prawa, niż kaleką. Więc uciekłem ze szpitala, wyrzuciłem komórkę, przez którą władze mogą namierzyć każdego w pięć sekund i zacząłem życie od nowa. Nawet nie wiesz, ile możliwości daje obecna cywilizacja bez państwowych granic. Zwiałem do Niemiec, gdzie chwytałem się podrzędnych, sezonowych robot, gdzie nie nalegano na zatrudnienie, opłacanie podatku ani socjalu. Udało mi się tak przeżyć do jesieni, kiedy to zabrakło leków na… 

Nerwowo rozejrzał się po łazience.  Chyba nie mógł zrozumieć, jak się w niej znalazł. 

– W kraju dziadów gminny lekarz, do którego poszedłem po leki, zbadał mnie bez przekonania. Ubezpieczenie jednak mu nakazywało, aby zagranicznemu turyście udzielić pomocy. Z pewnym zdziwieniem przyjąłem jego zapewnienie, że mam prawo do nowego i bardzo skutecznego medykamentu, a na dodatek za darmo. Musiałem tylko poczekać, aż jedna z pielęgniarek przywiezie go z apteki. Zasiadłem więc w pustej poczekalni i zacząłem leniwie przeglądać potłuszczone kolorowe magazyny. Nie miałem pomysłu, jak dać sobie radę radę nadchodzącym okresie jesienno- zimowym. Ale z drugiej strony ogarnęło mnie romantyczne rozleniwienie. Wiesz: kraj przodków… i tego typu sprawy. 

Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilkunastu minutach do budynku wpadli dwaj rośli sanitariusze, którzy od razu chwycili mnie pod ramiona. Lekarz wbił igłę w ramię, świat zawirował i obudziłem się pod wieczór w szpitalnym łóżku. 

Nie doceniłem medycznego listu gończego, który został za mną wysłany po ucieczce ze stołu chirurga. Zobowiązywał on każdego europejskiego pracownika służby zdrowia do doprowadzenia na przymusowy zabieg. Wszystko dla porządku, dobra Państwa francuskiego, jak i bezpieczeństwa Narodu.

6

–  Państwa francuskiego? To wy normalnie macie tam gorzej, niż u nas. 

– Polityka to zła pani: w każdym kraju nagradza tylko bogatych. I tych, co trzymają władzę. A nowy, wielce demokratyczny rząd francuski, na początku swego rządzenia  nakazał siłą dekretu odłowić wszystkich facetów, którzy mieli za duże… genitalia.  

– To… bardzo drastyczne rozwiązanie – zmartwiła się Natalia. – I właściwie po co? Bo jakiś biurokrata zmierzył suwmiarką swoje klejnoty i zarządził, że w jego Państwie wszystkie mają być podobnych rozmiarów? Dobrze, ze u nas nie wprowadzili takiego głupiego przepisu… – dodała z wyraźną ulgą. 

– Co wymyślą ci z Unii, musi być zastosowane przez każde zjednoczone państwo. Więc tutaj też to wprowadzą. Prędzej czy później… – dodał, aby rozwiać jakąkolwiek nadzieję. 

Dziewczyna zmarkotniała. Choć jej Leoś nie miał jakichś dużych organów, to posmutniała na samą myśl o rzezi, która w niedalekiej przyszłości będzie czekała facetów hojniej wyposażonych przez naturę. Co to, kurde, to już nie będzie można mieć też większych cycków? Bo jak Unia się rozhula w wydawaniu nowych zarządzeń to nikt jej nie zatrzyma… Co pokazywały jej najnowsze zarządzenia oraz wielkie, bezpardonowe  karanie Anglików, za to, że dokonali brexitu. 

 

Jednak coś tu się nie zgadzało.

– Ale przecież ty masz jaja. To znaczy: chyba je masz – dodała szybko, aby się nie zorientował, że ona wie coś więcej w tej sprawie. 

– Skierowali mnie na listę oczekujących na zabieg, ale gdzieś na wyższym szczeblu administracyjnym służby zdrowia zabrakło pieniędzy na takie zabiegi. Więc mnie puścili, ale z obowiązkiem zgłaszania się na policji raz w miesiącu. 

– Ale ja miałam, to znaczy: ciągle mam twoje zdjęcie – oznajmiła, przełamując nieśmiałość. 

– Naprawdę? Pewnie z okresu, gdy wygrałem konkurs na najpiękniejszego nastolatka we Francji. Nazywam się Parys Bertolę. Ale tu używam pospolitego nazwiska Bilski. Żeby się wtopić w tłum – dodał wyjaśniająco. 

– A ja jestem Natalia Sobieszko. 

Podali sobie dłonie.

– Teraz wyjaśnijmy sobie pewną niejasność – zmieniła temat. – Dlaczego nie pojawiłeś się ze dwadzieścia lat temu, gdy oczekiwałam na ciebie… całym swym nastoletnim jestestwem? 

– Bo wtedy mieszkałem we Francji i nie myślałem o wyjeździe z kraju, płynącego winem, serem i bagietką. Dopiero ta sprawa z lekarzami sprawiła, że pomyślałem o kraju przodków jako bezpiecznym azylu. Może tam uda mi się lepiej wtopić w tłum? Bo nie wiem, czy wiesz, ale kraj ojców jest jednak Drugim Światem w porównaniu z Pierwszym Światem cywilizowanych krajów Europy Zachodniej. I tu można sobie jeszcze, podkreślę: jeszcze pozwolić na o wiele więcej, niż na przykład w takiej Francji. 

– Dobrze znasz nasz język… – pochwaliła go. 

– Bo w domu rodzinnym matka przykładała wielką wagę, aby mówić po polsku. 

– Ale przecież mam twoje zdjęcie – przypomniała sobie. – Wycięte z gazety. Musiałeś więc tu przyjechać już kiedyś wcześniej, bo jak inaczej to wytłumaczyć?  Zaraz ci pokażę… 

 

Wyszli z łazienki. Pod drzwiami czekały zaciekawione dzieci. 

– Mamo, kto to jest ten pan?

– To pan… to listonosz ekspresista… 

– A gdzie ma torbę na listy? 

– A co robił w naszej łazience? 

– Może… sikałem?… – szepnął przybyły. 

– Sprawdzał krany, czy nie ciekną – powiedziała głośniej do swoich pociech. 

– Przecież listonosze są od roznoszenia listów. 

 

– Jakie te dzieci są dzisiaj mądre! – mruknął Parys z uznaniem. 

– Prawda? – odpowiedziała półgębkiem. Po czym wytłumaczyła dzieciom: – Bo pan listonosz po godzinach jest hydraulikiem.

– A to tak można? 

– Jak się chce, to można. 

– I urząd skarbowy nie będzie się go czepiać? 

– Jak będzie to robił po cichu, to nie. 

– Tak jak tatuś? 

– Dokładnie. A teraz lećcie już do tej swojej przerwanej zabawy. 

Usatysfakcjonowane otrzymaną odpowiedzią wróciły do swojego pokoju. 

7

Natalia pokazała mu pieczołowicie przechowywane zdjęcie, wycięte lata temu z młodzieżowej gazety. 

– Tak. To ja – potwierdził Bilski – Za młodu. Koledzy z lycee dla zgrywy wysłali to zdjęcie na konkurs fotograficzny. Ale dlaczego wydrukowali je u was w gazecie? 

– Było ilustracją artykułu o chorobach przenoszonych drogą płciową. 

– A… to dobre! 

– Wiesz, jak to jest: zamieszczają zdjęcie pasujące do tematu. I pewnie akurat trafiło na ciebie.  Jedna szansa na… milion. 

 

Pewnie była mu winna swoją opowieść. 

   Będąc w przedszkolu boleśnie kopnęłam w krocze palacza, w wyniku czego jedno z jąder mężczyzny wskoczyło do jelita i lekarzom niezwykle trudno je było stamtąd wyciągnąć. W podstawówce kopałam nie tylko kolegów, ale także nauczycieli, za co zostałam wysłana do szkoły poprawczej. Tam też spróbowałam swojego rzemiosła, ale atletycznie zbudowany wuefista rozciągnął mnie szybko na materacu i w sprawny sposób obmacał moje najskrytsze skarby. Co mnie poniżyło i na pewien czas uspokoiło  kopiaszcze ciągoty.  Do których naturalnie wróciłam po wyjściu z zakładu.  

Parys pewnie patrzyłby na nią z wielkim napięciem, niemal wstrzymując oddech. Widać jej historia bardzo by do niego przemówiła. 

   W zakładzie pracy terroryzowałam szefa, który z natury bojąc się kobiet, dawał mi coraz to nowe podwyżki i premie. Na wakacjach wycelowałam nogą w krocze animatora kultury, który do końca wczasów nie miał już siły, ani tym bardziej ochoty niczego więcej animować, co spowodowało wielką plagę pijaństwa wśród wypoczywających tam mężczyzn, a także kilku kobiet. A póżniej poznałam Leosia i wydawało mi się, że to kopanie przeminęło. Aż do dzisiaj…

Zamilkłaby w sposób wiele znaczący. 

8

Francuz ściszył głos: 

– Prawda jest taka, że przybyłem tutaj dopiero niedawno, bo jestem na tropie części skarbu Mansy Musy, legendarnego władcy Mali, który żył na przełomie trzynastego i czternastego wieku – zaczął dość mądrze. – Dawny władca afrykańskiego Mali dosłownie mieszkał na tonach złota, wydobywanych na jego terenach. W swoim czasie był największym dostawcą tego kruszcu na całym świecie. Kontrolował też produkcję i handel solą oraz orzeszkami cola. 

– Tymi od Coca Coli?

– Wtedy nie było jeszcze tego napoju.

Rozejrzał się wokoło. 

– Będąc zatrudnionym na Sorbonie zwróciłem uwagę na Musę, studiując księgi, jakimś cudem ocalałe po islamskim uniwersytecie Ankore, który dawno temu był największym ośrodkiem naukowym w Timbuktu.

Sobieszko od razu spojrzała na Przystojnusia innym okiem. W tej chwili powróciły wspomnienia nauczyciela historii. Uczony, czyli mądry facet. Akademik! To zawsze imponuje kobietom. W kraju takich dżentelmenów się raczej nie spotyka. Akcje Parysa natychmiast poszybowały w górę. 

– Opisy bogactwa i szczegóły wyprawy Mansy Musy do Mekki zajmują wiele stron – ciągnął Bilski. – Jednak z powodu burzy piaskowej wielbłądy, obładowane skarbami, zostały rozdzielone. A jedna para nigdy nie powróciła z podróży. Tak przynajmniej mówi sprawozdanie z wcześniej wymienionego Ankore. Na Sorbonie zachował się też pewien ciekawy zapis mnicha, rodem z eremu, położonego na północy Italii, u drzwi którego pewnego dnia stanął wymizerowany oddział z kilkoma wielbłądami, obładowanymi tajemniczymi skrzyniami. 

– I chcesz powiedzieć, że… myślisz, że… to był ten zaginiony skarb? 

– Prześladowała mnie myśl, czemu to całe złoto znalazło się we Francji, zamiast na przykład w słynącej z niezawodnego systemu bankowego Szwajcarii. No, ale to było  niemądre założenie, bo w tamtych czasach Szwajcarzy pasali owce na halach i śmierdzieli serem, a nie zajmowali się pieniędzmi. Więc szukałem tego skarbu całe lata i sprawdzałem kolejne miejsca, gdzie mogło zostać ukryte. I tak znalazłem trop, prowadzący tutaj. 

– A… ale jak? Jak to możliwe, że ten skarb mógł… 

– Znałem historię wojen napoleońskich i szybko zrozumiałem, że w obawie o rabusiów należało wywieźć skarby daleko od francuskiej ojczyzny. Widać potomkowie sług władcy Mali mieli łby na karku i byli wierni nakazowi przodków: potrafili przewidzieć, gdzie skarb będzie bezpieczny. Trzeba było przyjąć ich punkt widzenia. 

Przeciągnął się. 

– No i zastanawiające było, że los wybrał akurat mnie do odnalezienia tego bogactwa w kraju przodków. To chyba… przeznaczenie. 

– Najpierw muszę wpaść do apteki – zdecydowała. 

9

  Banderyk Drejewicz był zjebowatym gangsterem, przywódcą zidiociałej bandy staruszków, napadających na innych staruszków. Mężczyzna ze znudzeniem przyjrzał się ekranowi telefonu. Dzwoniła Evela Jondżał, lokalna lekko puszczalska przechodzona panna, która wrodzoną głupotą przykrywała wyrzuty sumienia. Poznał ją pewnego leniwego przedpołudnia, gdy wystawiała do słońca spod sukienki całkiem niezłe uda. Owszem: fajnie było się z nią zespolić, bo doskonale wiedziała co, jak i dlaczego, choć lata świetności miała już za sobą. Ale dbała o czystość i zawsze brała prysznic przed. 

   Banda Drejewicza specjalizowała się w okradaniu altan ogrodowych, balkonów i tarasów, wynosząc pod osłoną nocy grille, kradnąc drewno kominkowe z drwalek i w miarę nowe zabawki dziecięce z piaskownic co majętniejszych obywateli.

Zawsze działali w kilku, co dawało im dużą przewagę w momencie odkrycia napadu, gdyż starsi ludzie sypiają czujnie, a nawet niekiedy w ogóle nie sypiają. Chwytali napadanego staruszka pod ręce, poili go wódką, a jak był już skuty prawie do nieprzytomności, zabierali  mu fanty. Czajniki elektryczne, co lepsze żarcie z lodówki, jakieś markowe buty sportowe i inne drobiazgi codziennego użytku. Czyli wszystko, co można było upłynnić. 

– Witaj, malutki – powiedziała Evela niskim tembrem głosu, który sprawił, że gangsterowi natychmiast stanęły włosy na szyi. 

– Hejka naklejka! – mimowolnie polizał nagle spierzchnięte wargi. – Co tam, malutka?

– Wewnętrzny głoś mi szepcze, że coś się kroi. 

Drejewicz wierzył kobiecie, a ta wiara nie raz uratowała go od niezłych tarapatów. Jondżał była przewidująca i potrafiła go ostrzec przed skutkami tego czy owego. Dlatego lubił się z nią spotykać ze względów zawodowych, choć ona zawsze w takich chwilach wymagała na nim seks. Który też nie był jakiś zły, w odróżnieniu od nacechowanych drzazgami, paździerzowatych zbliżeń za pieniądze z nastolatkami. Które za forsę zrobiły wszystko, lecz brak im było kunsztu, wyrafinowania i ciepła osoby z kutasem już obytej. 

– A co takiego? 

– Jest taka jedna cipka: Natalia Sobieszko. Zawsze interesna i bierze tylko taką  robotę, która jest najlepiej płatną. 

– I teraz taką wzięła? 

– Poprosiła mnie, żebym popilnowała jej dzieci przez kilka dni. 

– O!  To interesujące. 

– Bo zazwyczaj to dobra matka i pilnuje gniazda, ale czasem, jak są dobre perspektywy, to z niego wylatuje. Jak parę lat temu, gdy w regularnych odstępach czasu wyjeżdżała do Holandii, aby u jednego zamożnego gościa za duży szmal pomagać hodować marihuanę. 

– Już tam nie jeździ? 

– Polactwo pokłóciło się o forsę i właściciel dużej uprawy maryśki ich pogonił. 

– Tradycja! Więc co teraz się, według ciebie, kroi? 

– Nie wiem, ale przyjechał jakiś Francuz i coś tam w kółko gada o jakimś wielkim skarbie,  ja nawiedzony. Podsłuchałam ich. 

– Grzeczna dziewczynka – pochwalił ją Banderyk. – Jak dobrze pójdzie to przy stosunkowo niewielkim nakładzie sił staniemy się bogaci. 

Wyciągnął do niej rękę. 

 

C. d. n.

 

Dobra Cobra

październik 2023

 

Vector image by davidzydd on Freepik