Spotkanie po latach 2

   Natalia i Parys wyruszyli w teren jego francuskim autem. Gdy przekroczyli granicę powiatu i mijali trzygwiazdkowy sieciowy hotel, Natalia zażądała postoju. 

– Tak szybko? – zdziwił się Parys, nawykły do pokonywania autem setek kilometrów na raz. – Nie możesz się załatwić na parkingu? 

Gdy znaleźli się w pokoju, mężczyzna zaproponował:

– Zapalę świecę. Sam je wyrabiam. Ta akurat ma zapach lawendy. Wdychanie lawendy zawsze pomaga mi w problemach gastrycznych…

– Już nie pierdol, tylko zabieraj się za mnie, póki cycki mi nie opadną.

 

Według niej seks poza granicami powiatu nie był zdradą. Cóż bowiem ma zrobić spragniona kobieta w delegacji, gdy przy jej boku nie ma męża? Spłonąć?

 

– Dodam, że mam zniżkę na materiały do wytapiania tych świec…  – nie poddawał się Bilski. 

– Dość! Po co mi to wszystko mówisz?

– Bo… jestem szczery?

– Co się z tobą w tej Francji porobiło – powiedziała z litością i pchnęła go na łóżko.

 

Umęczeni zbliżeniami zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym. 

– Pracowałem ma Sorbonie jako sprzątacz – wyznał skromnie. 

Ach, więc jednak nie akademik – pomyślała ze smutkiem Natalia. Widać w życiu nie można mieć wszystkiego naraz, a cuda się nie zdarzają. Mimo obiecującego rozpoczęcia znajomości. Może trzeba było wtedy umieścić nasienie nauczyciela historii w swojej pochwie? To by rozwiązało wiele spraw, lecz inne uległyby jeszcze większemu zawiązaniu. 

– Podczas tej pracy poznałem fundamenty recyklingu i pozostawiania śladu węglowego.

– To teraz bardzo modny temat… – mruknęła znudzona jego wynurzeniami. 

– A na dodatek lukratywny – dorzucił ochoczo Parys. – Bo na wszystkim można zrobić pieniądze, wystarczy tylko odpowiednio postraszyć ludzi.

– Postraszyć? Czym? Że śmieci będą się wszędzie walały? Że jak nie będziemy ich selekcjonować, to opłaty za wywóz wzrosną? 

– Nie. Postraszyć, że to nasza wina, ze one są.

– Co? 

– No tak. Jak w USA w latach pięćdziesiątych weszły do sprzedaży opakowania jednorazowe z plastiku, po raz pierwszy w historii tego kraju śmieci zaczęły zalewać piękne tereny Ameryki. Aby temu przeciwdziałać niektóre stany chciały wprowadzić zakaz ich produkcji. Co naturalnie wywołało panikę wśród producentów napojów i żywności. A jako, że tam zatrudniają łebskich chłopaków po wielu fakultetach z zarządzania, to szybko wymyślili i założyli organizację pozarządową o nazwie zbliżonej do wyborczego hasła Donalda Trumpa: Make America Beautiful – Zachowaj piękną Amerykę. 

 

Odchrząknął dość mądrze, jak na osobę z personelu sprzątającego i kontynuował dalej: 

– Zaczęto organizować (wiadomo, jak organizacja, to organizuje) kampanie, zachęcające prostaczków do sprzątania najbliższego otoczenia. Winą za nadmiar plastikowych opakowań nie obarczano producentów, lecz przerzucono ją na lekkomyślnych konsumentów. Ich winą było to, że chcą kupować. I odtąd odpowiedzialność za coraz większe sterty odpadów nie miała spoczywać na firmach, lecz na jednostkach. To nie producenci badziewia byli winni tego, że toniemy w śmieciach, lecz społeczeństwo. Czyli my. 

– Co ty mówisz? I ktoś to łyknął? 

– Strategia zdała egzamin. Na całym świecie producenci opakowań zaczęli finansować kampanie, w których nie mówiono o coraz większej ilości odpadów, ale o śmieceniu. Przenoszenie winy na konsumentów stało się powszechną praktyką.

– O… kurde – wykrztusiła. – Ale głupie społeczeństwo… 

 

Dobra Cobra zaprasza dziś na opowieść współczesną, w której występuje kobieta nowoczesna, a ponadto dziwny gość oraz wielkie poszukiwanie, które mogą zakończyć z sukcesem tylko umysły dynamiczne, nawykłe do kombinowania i omijania przeszkód, które wciąż zsyła życie. Występuje tu też wielka pokusa, która spośród wielu mniejszych pokus stanowi creme de la creme trzonu opowiadania, które w piękny romantycznie jesienny sposób jest zatytułowane

Spotkanie po latach

Część 2

Życie jest jak jazda na rowerze: zmiana widoku wymaga wysiłku

 

11

– Tutaj dopiero to wszystko wchodzi, bo nasz rodzinny kraj jest wiele dziesiątek lat za państwami cywilizowanymi i dopiero od niedawna każe nam się segregować.

– Segregowanie nie działa właściwie?

– Nie działa. Wiem to z własnego doświadczenia sprzątacza. Na koniec i tak wszystko ląduje w wielkich piecach spalarni. Bo jest tyle rodzajów tego plastiku i innego syfu, że jest to niemożliwe do rozpoznania na sortowni. Niemożliwe jest jego szybkie posortowanie, a co dopiero  późniejsze przetworzenie. Wiele odpadów wprost nie nadaje się do ponownego przetworzenia… Więc większość ląduje w piecu do spalania. 

– A tyle nam się mówi o ekologicznym sortowaniu… Te ulotki i nawoływania w internetach i na każdym opakowaniu… I na stronie powiatu też. 

– Wszystko robione po to, aby na nas przerzucić winę za zaśmiecanie otoczenia. Pomyśl: gdyby  wbrew wielkiemu przemysłowi wyszło jakieś ogólnoświatowe zarządzenie, że kończymy z plastikiem, to czy to by nie pomogło skutecznie ratować natury?

– Wymyślono by nowe technologie opakowań…

– One już są dawno wymyślone, ale taka zmiana wiązałaby się z większymi kosztami dla producentów. Czyli mniejszymi zyskami korporacji. A każde Państwo głownie dba o wielki przemysł, obywatele zawsze są na dalszym miejscu. A na dodatek można im mącić w głowach polityką. 

 

Nad ranem, po kolejnych satysfakcjonujących oboje zbliżeniach, na całym ciele Natalii wykwitły czerwone krosty. Co było przyczyną jej natychmiastowej furii i niepohamowanego gniewu:

– Czym żeś mnie zaraził, ty żabojadzki pacanie? 

– Zapewniam, że… 

– Kiedy ostatnio się badałeś? 

– … trwam w czystości… 

– Znam zdzirę, którą pukałeś i która cię zaraziła tym syfem? 

– … i doprawdy nikogo… 

– Nikogo? – zasyczała z furią. – Może zaraz powiesz, że mnie też wczoraj nie przeleciałeś?

– Z tego, co pamiętam, to sama chciałaś się zatrzymać w hotelu… 

– Zamilcz! – wykrzyknęła histerycznie i ukryła twarz w dłoniach. – Mój sportowy rower jest czyściejszy, niż twój…

– Pokaz te krosty – powiedział ostrożnie po dłuższej chwili. 

– A proszę bardzo, oglądaj sobie tego syfa, coś mi go zapodał – zaszlochała. – Teraz pewnie od tego umrę – dodała z iście narodową dekadencją. 

Ładnuś długo dotykał jej skóry, po czym oznajmił:

– To wygląda raczej na alergię na hotelowe mydło. Oni często kupują jego najtańsze rodzaje. Jak mój wujek się hajtał, to też z tego powodu nie mógł odbyć satysfakcjonującej nocy poślubnej, bo jego członek był cały w podobnych krostach z powodu użycia wątpliwej jakości mydła z Turcji. 

– Jesteś pewny? – wyjąkała cicho. 

– Raczej tak. Dla wujka i dla całej naszej rodziny było to traumatyzujące doświadczenie. 

 

Później spytała go z troską:

– To co z tymi twoimi jajami?

– A co? – udał, że nie wie, o co jej chodzi. 

– No, są takie … duże. 

– Zawsze takie były – skłamał.

– Takie czerwone i twarde? – nie ustępowała.

– Z tego, co pamiętam, za młodu były nawet jeszcze większe… i miały nawet fioletowe zabarwienie.

– A nie pijałeś czasami denaturatu?

– Czego? 

– A nic… – machnęła ręką. Przecież to jednak człowiek z Francji, a tam nie znają takich wynalazków. 

 

– Jestem wielbicielką kompotów – wyznała przy wkładaniu stanika.

– Narkotykowych? – spytał z obawą.

– Nie. Z owoców. Po prostu ma kręćka na ich punkcie. Podobnie, jak ty w temacie własnoręcznego wyrabiania świec. 

– Chodźmy na śniadanie. Może uda się ubłagać obsługę o podanie twojego ulubionego napoju. 

Kątem oka zauważyła, że mężczyzna wciąga te same slipy, które miał na sobie wczoraj. Tylko przewrócone na lewą stronę. Może nie zabrał ze sobą bielizny na zmianę? 

12

Po kilku godzinach jazdy czerwone krosty na ciele kobiety zbladły. 

– Dam ci w tylną dziurkę – zaczęła go kusić, gdy dotarli na miejsce, gdzie rzekomo miał być ukryty skarb – jeśli wyjawisz mi swoją tajemnicę.  

Parys przełknął ślinę. 

– Na… pra… wdę? – wydukał, urzeczony wspaniałą obietnicą.   

– Tylko gadaj mi szczerze, jak na spowiedzi. A na dodatek samą prawdę – dodała zimno, grożąc palcem wskazującym.  

– No więc… 

– Tylko pamiętaj: nie kłam! 

– Nie tak dawno… spotkałem krasnoludka Dżoki. Miał poważny problem z jestestwem, bo kto dziś wierzy w skrzaty? Zapewniłem go, że ja jak najbardziej liczę się z tym, ze krasnale istnieją. Ucieszył się i zdradził mi miejsce ukrycia skarbu. 

– Wiesz co? Słuchając tej marnej historii dodałam dwa do trzech i wyszła mi właściwa liczba. 

– Jaka? 

– To tajemnica, tylko ja znam wynik –  powiedziała nieco ciszej. – W każdym razie tak sobie myślę, że… 

– Że?

– Że coś mi tu kręcisz, Ślicznusiu. I z tylnej dziurki będą nici. 

 

   Parys opuścił głowę. Co natychmiast zasiało w umyśle Natalii dodatkowe wątpliwości:  wygląda, że nie jest zdesperowany płciowo. Bo normalny facet że wszelkich sił dążyłby obietnicą, pochlebstwem, dotykiem i kłamstwem, aby tylko zmiękczyć kobietę i dokonać penetracji tego szczególnego otworu. A tu nic. 

Chociaż… z drugiej strony jednak dokonał nieudolnej próby kłamstwa, więc może jednak jest szczerym facetem? Dla zawiązania atmosfery zaufania postanowiła opowiedzieć coś ze swoje życia. 

– Kiedyś wzięłam udział w Wegańskim Konkursie Piękności. Oszukiwałam: udawałam, że nie jem mięsa, aby wygrać główną nagrodę. Ale specjalnie nie założyłam stanika i  zmoczyłam bluzkę, żeby moje sutki były lepiej widoczne, jak w jakimś rasowym pornosie. Miałam nadzieję, że męskie jury konkursu to doceni. I doceniło… ale trzy sutki tej głupiej, cycatej weganki Pauli, prześwitujące spoza jej przykusego peniuaru. Odtąd wiem, że nie liczy się jakość, ale ilość. I wielkość. Więc może z tego powodu mam jakaś słabość do ciebie… bo jesteś przeciwny jakimś głupiemu zarządzeniu o zmniejszaniu wszystkiego. 

Nastąpiła cisza. 

– Nie widzisz, ze ta twoja historia w ogóle nie trzyma się kupy? – spytała po chwili z pewną rezygnacją. – Pradawny król z Afryki pokrętną drogą naokoło przewozi złoto akurat do Polski? Po jakiego wacka? I po co na dodatek – jak by spytali w telewizji śniadaniowej.  Skoro ma tego złota w pytę, to po cóż wysyła jego jeden promil, albo i mniej, gdzieś w nasze rejony? Bo w tamtych czasach tutejsze tereny porastał prastary bór. Albo puszcza – poprawiła się. – Zresztą kto tam wie, co wtedy porastało. Tylko dla nauczycielki od geografii było to z jakiegoś powodu ważne, reszta ludzkości miała w tym temacie wywalone. W każdym razie tu była dzicz w porównaniu z cywilizacją w tym… pradawnym Mali. To zupełnie, jakby Cyganie ukradli Ruskim czołg z pobliskiego poligonu.

    Pieknuś pobladł. W tej chwili był nawet bledszy, jak na przysłowiowego Niemca przystało. A on podobno był Francuzem. Chociaż tak naprawdę to chyba mieszkał gdzieś całkiem niedaleko. Tak przynajmniej podpowiadała jej kobieca intuicja. 

– Pokazuj mi szybko paszport, milutki. Ale już! – rozkazała Natalia. 

– N… Nie mam. 

Nawet nie okazała zdziwienia. Od pewnego czasu zakładała, ze Nadobnuś z jakiegoś powodu najzwyczajniej kłamał i ją zwodził. Co prawda na razie nie rozkminiła, w jakim celu stanął w progach jej mieszkania, ale na to przyjdzie czas. Wierzyła w siłę dodatkowego  kobiecego zmysłu, który prowadził ją przez życie od najmłodszych lat. 

Była bowiem członkinią Polskiego Klubu Kaktusa, prężnie działającej organizacji denrofilicznej dla każdego, kto poczuł miłość do tej rośliny. A każdy kaktus ma kolce i trzeba się z nimi obchodzić było obchodzić ostrożnie. 

Spojrzała na Apetycznusia. Akurat starał się wyśrodkować mapę względem stron świata, co szło mu dość nieumiejętnie. 

– Może nie uważał na lekcjach geografii? –  pomyślała. 

– Hmm – przerwała ciszę, panującą między nimi. – Wstawiasz mi tu kit, że nazywasz się Bertolę, choć pewnie wcale nie ma takiego nazwiska we Francji. Już prędzej coś, jak: Bertolain, albo jakoś tak. Ale nie, kurde, Bertolę! 

– Ojej – jęknął, czując, że został zdemaskowany myślowo. – A ja myślałem… 

– Każdy głupi by na to wpadł, więc nie miej mnie za głupią, ja cię proszę – dokończyła kategorycznie. 

Niech sobie nie myśli, że wpadł na jakąś naiwną dziunię i będzie jej wciskał kit.

13

– W kraju przodków zacząłem używać nazwiska rodowego: Bilski. Dla niepoznaki. Przypadkowo wypoczywałem w Zapsiowie nad pobliskim stawem z plażą, wysypaną przez sołtysa piaskiem, pochodzącym z lokalnej piaskarni. Plaża była dla mieszkańców centrum letniej rekreacji i wypoczynku dla pobliskiej ludności. Francuskie auto właśnie tam odmówiło posłuszeństwa. Lokalny warsztat samochodowy obiecał wyreperować samochód w trzy dni, dzięki wynalazkowi skrzynek odbiorczych, obsługiwanych przez poczty kurierskie, która szybko dostarczały zamówione części zamienne. 

Natalia słuchała go z uwagą. 

– Natychmiast zachwyciłem się genialnym wynalazkiem paczkomatów, nieznanych w moje drugiej ojczyźnie.

Parys Bilski był napędzany żądzą skonfrontowania zdobytej wiedzy w terenie. Przy okazji miał też nadzieję zostać bogatym, albowiem od młodości marzył o wygodnym mieszkaniu w pobliżu przepięknego placu La Concorde w Paryżu. A z tego, co zauważył, miejsce zamieszkania nobilituje człowieka. I choćby był tylko małym człowieczkiem, albo nieudacznikiem, to ten szczegół robił kolosalną różnicę. 

Na szczęście zlikwidowano granice pomiędzy krajami Unii, więc nikt się nim nie przejmował, gdy uciekał przed spiskiem unijnych lekarzy. Dzięki czemu mógł spokojnie wjechać do Polski bez żadnej kontroli i dociekliwych pytań w stylu: w jakim celu pan podróżuje. Parys ufał, że w powrotnej drodze też nikt nie będzie mu stawiał przeszkód, gdy będzie wracał do domu z afrykańskim złotem.    

Zauroczony wolnością lokalnych ludzi, Bilski całymi dniami chadzał nawalony, spożywając wyśmienite wino Ambrozja, zamknięte przez producenta – Zakład Owocowo  Warzywny Wojciech Strąk, spółka komandytowa – w strzelistej, brązowej butelce. Kupował je każdego ranka po okazyjnej cenie w lokalnym sklepie spożywczym Ciągutek, prowadzonym przez lokalnego przedsiębiorcę i dusigrosza Joachima Ciągutka. 

Od tej pory wina francuskie miał za nic, wobec bukietu i mocy win lokalnych, produkowanych z ogólnie dostępnych owoców. 

Za nic jednak nie mógł się przekonać i przymusić do spożywania lokalnych potraw przodków: popsutych ogórków, zwanych kiszonymi, sfermentowanej kapusty, nazywanej kiszoną, przeterminowanego czerwonego barszczu i flaków, od których wywracało mu się w żołądku. Tak przynajmniej twierdził. 

Natalia mu nie wierzyła. 

14

Jednak nadal słuchała go z uwagą.  

– W niedalekiej odległości rząd pod przykrywką prowadził Spółdzielnię Niepełnosprawnych, wpisaną w KRS pod znaczącą nazwą: Mokry Krokodyl.

Jednakże Spółdzielnia w wielkiej tajemnicy zarażała strasznymi chorobami bojowe nietoperze i komary, które później agencja wywiadowcza zrzucała z samolotów nad terytorium przeciwnika. Realizowali też plany szkolenia zatrutych ptaków, które migrują przez kraj wroga, niszcząc zasiewy i plantacje.

– Chyba nałykałeś się halucynogennych grzybków, zrywanych na łące przy torach. 

Bilski od razu poczuł się posiadaczem syndromu oszusta – poczucia nieadekwatności, którego doświadcza wiele osób, nawet gdy odnosi sukcesy w swojej dziedzinie. Syndrom ten sprawia, że ludzie są przekonani, że nie zasługują na odniesiony sukces i nie są tak utalentowani jak inni. 

– Przed przyjazdem zacząłem prowadzić video blog na żywo, zatytułowany Budząc się z Bertolę. Wynajdowałem kilka najciekawszych, czasem bardzo abstrakcyjnych doniesień prasowych –  które zastanawiały, nurtowały, dziwiły, a czasem nawet przerażały możliwościami zaistnienia teorii spiskowych – i ze swadą przedstawiał je kilku francuskojęzycznym widzom, w tym jednemu Kanadyjczykowi z prowincji Quebec. Jednak większej popularności na tym polu nigdy nie zdobyłem. 

Wstał i zaczął chodzić w kółko.

– Przed kopaniem w miejscu, gdzie spodziewałem się odkryć skarb, zaśpiewałem nawet kilka wersetów Marsylianki. Tak dla otuchy. Jednak i to mi nie pomogło. Zdołowany brakiem sukcesu wróciłem do wynajętego domku letniskowego, puściłem sobie Dire Straits i pociągnął z brązowej butelki lokalnej Ambrozji.  

Mężczyzna podrapał się po głowie. 

– Są takie chwile, które później decydują o losie narodów. Ten moment nastał, gdy   wychyliłem kolejna szklankę zasiarczonego trunku. Drżącą ręką odwrócił zdjęcie mapy skarbu w negatyw i skierowałem je pod słońce. Naraz przed moimi oczami rozbłysła Droga – dodał rozpromieniony ponad miarę. – Nie czekając na świt zabrałem sprzęt kopacza i z kompasem, włączonym na komórce, ruszyłem przed siebie. Nogami zaczepiał wystające z ziemi korzenie, krzaki leśnych malin wbijały mu się przez spodnie i sprawiały ból, raniąc swoimi kolcami.   

– Tego też nie kupuję – powiedziała Natalia z rezygnacją. 

– Ale teraz wiem na sto procent, gdzie jest zakony ten skarb – oznajmił Bliski. – I razem go odnajdziemy! 

Nic jej nie szkodziło udawać, że wierzy w to jego górnolotne oświadczenie. Zwłaszcza, że instynkt kobiety szeptał jej, że mimo niedorzeczności sytuacji, w historiach, opowiadanych przez Parysa, gdzieś tam może tkwić małe ziarnko prawdy. Bo trudno nazmyślać aż tyle rzeczy naraz. A wszystko zaczyna się od małych rzeczy. 

15

   Ich niemrawe próby kopania w twardej glebie obserwował z zagajnika mały chłopiec. 

Gdy po pewnym czasie łopata Francuza z chrobotem natrafiła na coś w ziemi, synek szybko pobiegł z krzykiem:

– Znalazł! Znaaalazł!

Z pobliskiej wioski przybiegło ze dwudziestu chłopów z łopatami. Stanęli przy Francuzie i zaczęli kopać. 

Parys posiadał dar rozpoznawania ludzi, na którym do tej pory nigdy się nie zawiódł.  Oto osoby, posiadające na czole zmarszczki wzdłużne są pozytywne i dobre. A te, które posiadają je poprzecznie, od nasady włosów ku oczom, są złe, knujące i niegodne zaufania.

Jednak w tym kraju wszyscy mieli tylko zmarszczki poprzeczne. Takich twarzy z pewnością nie ukształtowało życie,  spędzone na dobrych uczynkach, szczodrości czy pobożnych rozmyślaniach. A raczej na zawiści, skąpstwie, kradzieży, denuncjacji i mordowaniu ziomków w wojnę.  

Na pomoc przyszła mu Natalia. Stanęła z boku i zaczęła się bacznie przyglądać wykopkom. Mężczyźni od razu poczuli na sobie ciężar jej sprawiedliwego wzroku. 

Wiedzieni chciwością drżącymi z emocji rękoma wydobywali z ziemi kolejne zmurszałe skrzynie. Zbiegło się jeszcze więcej ludzi i każdy głośno krzyczał, chcąc dostać swoją działkę. 

Ale skrzynie były… puste.

 

W tym momencie wszyscy byli już dobrze zmęczeni kopaniem, więc nie było winą Bilskiego, ze się zatoczył na jednego staruszka z bandy Drejewicza i przytrzymał się go za dolną część pleców: tam, gdzie jest pasek do spodni. Aby nie upaść, bo zakręciło mu się w głowie z dokonanego w ostatnim czasie wysiłku. 

Natychmiast został oskarżony, przez tłum że jest zboczeńcem. 

Między mężczyznami rozpoczęła się bójka na pięści oraz różne inne dostępne pod ręką sprzęty. Gdy w trakcie gorączkowej potyczki Natalia usłyszała daleki sygnał policyjnego wozu, pociągnęła Bilskiego w pobliskie zarośla, by stamtąd pobiec pustym polem pomiędzy nowo wybudowanymi domami. Ich zniknięcia nikt nie zauważył: wszyscy mężczyźni byli zajęci walką pomiędzy sobą. 

Gdy uszli pogoni Parys puścił w trawę kolorowego pawia. Wisiał na niej niczym fiut astronauty, gdy jego ciałem targały kolejne wymiotne skurcze. 

– Nie panikuj, jak pies w pralce – wyszeptała mu do ucha. – Bądź, kurde, mężczyzną. 

16

   Później Bilski siedział bez emocji pod drzewem i przyglądał się Natalii, gdy próbowała doprowadzić się do porządku po kliku godzinach kopania. Gdyby znaleźli skarb to po jego załadowaniu francuskie auto odmówiłoby posłuszeństwa, łamiąc podwozie z powodu zbyt ciężkiego ładunku. Lokalny warsztat samochodowy obiecałby wyreperować samochód w trzy dni, dzięki wynalazkowi skrzynek odbiorczych, obsługiwanych przez poczty kurierskie, które nadzwyczaj  szybko dostarczały części zamienne. 

Jednak po załadowaniu skarbu francuskie auto znów uległo by złamaniu. Należało wiec zakupić na lokalnym szrocie jedno z niemieckich aut, tak rozpowszechnionych w kraju mad Wisłą. 

Zabrałby Natalię do Francji, ale byłby świadomy, że dziewczyna szybko go opuści. Jak żyć z imigrantką z Europy środkowo wschodniej, która nie będzie rozumiała lokalnej mowy, ani tym bardziej zwyczajów i zachowań ludu znad Sekwany. Jak pójść z nią na szklaneczkę wina w popołudniowy skwar, gdy nie będzie potrafiła nic powiedzieć po francusku. Rodacy od razu zaczną myśleć, że wykorzystał ją i przywiózł tylko dla kontaktów cielesnych, imponując jej zagranicznym pochodzeniem. 

Pewnie zaraz by mu ją wyrwał jakiś mięśniak w bulgocącym testosteronem aucie i rozpostarł przed nią złote dywany. By później rozłożyć skołowanej dziewczynie zgrabne nogi i posiąść ją na własność. 

Złapał się na tym, ze właściwie więcej uwagi zajmował mu fakt, że powróci do Francji w niemieckim samochodzie. Co na to powiedzą jego francuscy sąsiedzi, sprzyjający Lidze Korsykańskiej? Od razu uznają go za zdrajcę kraju i francuskich ideałów. 

Ale być może problem rozwiązał by się sam. Gorąca Natalia zrobi mu na autostradzie laskę w okolicach wschodnioniemieckiej oazy neofaszystów i skinów, uroczej i nadzwyczaj czystej, znaczy: elegancko utrzymanej i wysprzątanej miejscowości Briesen. Skurcz ejakulacyjny będzie tak mocny i gwałtowny, że pod jego wpływem Parys przez chwilę straci panowanie na autem, zjeżdżając na drugi pas i  przycierając bokiem beemkę z czterema łysymi, dobrze zbudowanymi pasażerami w środku. 

Dramat zawiśnie na włosku. Ach, gdyby tylko był Francuzem…

– Jest ciepło, dlaczego nosisz ze sobą baranią kurtkę? – przerwała jego rozmyślania Natalia. 

– Nigdy nie wiadomo, kiedy może nastąpić ochłodzenie. Albo nawet zlodowacenie, w które tak bardzo nie wierzą ekolodzy, mimo ochładzania się Atlantyku. A że jest ich coraz więcej, więc ich wspólna wiara może zdziałać cuda i to ochłodzenie nie nastąpi. 

17

– Znam tego kolesia – powiedział nieznany jej mężczyzna, gdy Bilski poszedł do sklepu, aby zakupić  po coś na kolację. Facet był udany w powłóczystą szatę, a na głowie miał kapelusz z szerokim rondem. – Był tu już chyba ze dwa razy, za każdym razem z inną panią. 

– Tak? – spytała Natalia. 

– I za każdym razem szukał tu skarbu. Lub udawał, że go szuka. 

– Naprawdę?

– Proszę nie dawać się więcej nabierać temu… indywiduum – doradził przybyły. – Jeśli wiec pani szuka tu skarbu, to ma go pani przed sobą – teatralnie przeciągnął dłonią wzdłuż swojego ciała.

– Pan jest skarbem? – spytała lekko rozweselona. 

– Otóż, proszę pani, to ja!  We własnej osobie jestem Skarbem Narodowym, pisanym dużymi literami. Czarnym Koniem polskiej muzyki rozrywkowej. Gdyż to ja popełniłem najsłynniejszy utwór śpiewany jak kraj długi i szeroki: Siutek Parachutek. 

– Naprawdę? – nie dowierzała kobieta.  – Pan to napisał? 

– Gdyż mam czarną duszę, a jak każdy wie Czarni są najlepsi w sporcie i w muzyce. Taki na przykład Michael Jackson… Więc łatwo przyszło mi skomponować melodię jak i napisać słowa do tego największego przeboju ostatniego stulecia. I jeśli pani chciałaby wysłuchać wykonania go z ust oryginalnego twórcy, to zapraszam do mojej willi – złożył propozycję nie do odrzucenia. 

We wskazanym przez niego kierunku stało wielgachne domostwo z wieżyczkami – nieomylny symbol statusu i zamożności. Na podjeździe stało kilka samochodów w krzykliwych barwach – nieodzowny dodatek dla tego typu facetów. 

– Na górze mam dźwiękoszczelne studio, z którego nie dochodzą żadne dźwięki tego, co tam się wyrabia… To znaczy: naturalnie co tam jest śpiewane. – sprostował, wyciągając do niej wypielęgnowaną dłoń z dużym, egzotycznym sygnetem z wielkim, czarnym okiem, osadzonym na palcu serdecznym. 

– Więc jak? Chce być pani nieziemsko podkuta ? – bez ogródek przeszedł do przedstawienia oferty cielesnej.  – Dodam, że lubię cierpieć z podduszaniem. 

– Sam się podkuj, debilu – powiedziała z pogardą.  – A jak pragniesz cierpieć, to sobie lepiej załóż majtki z folii bąbelkowej – odeszła z wysoko podniesioną głową. – Kurwa, jak w marokańskim pornosie…  

 

– I co tam? – spytała Parysa, gdy wrócił z chlebem i jakimś serem, zawiniętym w papier. – Zaczyna padać, chodźmy się schować w tej tam szopie. 

Pod dachem przystąpiła do ostatecznego ataku:

– Mów prawdę – powiedziała groźnie.  – Dlaczego i w jakim celu tak bardzo ściemniasz o sobie? 

– Bo ja… 

– Myślę, że to już słyszałam.  

– Więc… ja…

– To też już mówiłeś.  

– Prawdę mówiąc… – bezwiednie zmiętosił baranią kurtkę. 

– O tym też już opowiadałeś. To wszystko same kłamstwa. 

Bilski schował twarz w dłoniach i zapłakał.

– Wreszcie jakiś dobry znak – ucieszyła się Natalia w duchu. 

18

   Naraz uwagę kobiety przykuł jeden nietypowy szczegół. W kącie szopy był usypany  nieduży kopiec. Może niezauważalny dla większości ludzi, ale wyostrzony wzrok rozpoznał jakaś anomalię. Od razu pomyślała, że warto wbić tam łopatę. 

– Ja… jestem bardzo samotny – zaczął mężczyzna płaczliwym głosem. 

W tym czasie Natalia przyniosła narzędzia i zaczęła odsłaniać z ziemi wierzch wzniesienia. 

– Nie mam nikogo… 

Coś tam musiało być, nie ulegało to wątpliwości. Kopała dalej. 

– Wszyscy z mojej rodziny pomarli… 

We wgłębieniu leżała jakaś tajemnicza skrzynia. 

– Ja też nie bylem nigdy typem lwa salonowego… 

Podważyła wieko, które odskoczyło ze szczękiem wyrywanych zawiasów. 

– A człowiek musi mieć kontakt z drugim człowiekiem… tacy już jesteśmy… 

Wszystko przeżarła rdza, ale w środku zawartość była szczelnie owinięta plastikowymi workami… po nawozach. 

– Więc ja… ja musiałem jakoś sprawiać, żeby ludzie chcieli się że mną przyjaźnić… 

Dłuższą chwilę zajęło jej rozrywanie worków.Francuz dalej ciągnął swoją (nie?) prawdziwą opowieść: 

– Zauważyłem, że ludzie… – a szczególnie kobiety – uwielbiają takie nieprawdopodobne historie. Może mają tak od czasu czytania im przez tatusiów bajek z 1000 i jednej nocy… 

Po zerwaniu opakowania oczom Natalii ukazały się trzy kartonowe pudła. Papier rozpadał się ze starości, ale nie z wilgoci. To był dobry znak. 

– Więc tak naprawdę to jestem inwalidą, zatrudnionym w spółdzielni Mokry Krokodyl.  A sercem jestem romantykiem… z przypadkowo długim przyrodzeniem. Jest to jakaś wartość dodana, bo dzięki mojemu wielgusiowi mogę zainteresować kobietę na trochę dłużej… 

Natalia wzięła głębszy wdech i rozerwała jeden z kartonów. 

– Jednak przy okazji dowiedziałem się, że większość bab jest łasych na forsę i dobytek… 

W środku w równych rzędach po dziesięć sztuk leżały zapakowane w nienaruszone  foliowe blistry… 

– Więc musiałem od nich uciekać, ale one mnie wciąż goniły i prześladowały, bo chciały się przy mnie ogrzewać. Ale zawsze prawda wychodziła na jaw i wszystkie mnie zostawiały. Bo po co komu inwalida w nowoczesnych czasach, gdzie każda chwali się w internecie zdjęciami, które mają kłuć w oczy inne kobiety. A przy niepełnosprawnym trudno się ogrzać… 

 

Natalia sprawnie przeliczyła zawartość kartonów i przeniosła odkopany skarb do bagażnika auta. Po czym przekręciła kluczyk i odjechała. Ślicznuś nawet nie zauważył jej odjazdu, zajęty (nie?) szczerą spowiedzią. 

– Już wracam, kochanie – oznajmiła do zestawu głośnomówiącego. 

– Miałaś owocny wyjazd? 

– Tak, W towarze jest jakieś pięć tysięcy sztuk rzadkiego i poszukiwanego przez sentymentalnych ludzi produktu.  Ale do powolnego upłynnienia, więc nie będziemy srać pieniędzmi od razu. 

Wolną ręką włączyła aplikację kolekcjonerską. Za jedną nieotwartą gumę Donald z czasów PRL-u z historyjką w środku  zbieracze płacili po mniej więcej sto czterdzieści złotych. Więc gdyby powoli spuszczać je tak po dwie dychy taniej, to w przybliżeniu siedziała właśnie na jakichś  sześciuset tysiącach.

 

Koniec

Dobra Cobra

Październik 2024

 

Vector image by davidzydd on Freepik