Dzielny Strażak 1

– No i wyobraź pan sobie, że trykam moją ślubną wieczorem, zaraz po Dniu Kobiet, kiedy one wszystkie są dosłownie rozanielone goździkami i same nadziewają się na fujarę, niczym ryba na haczyk wędkarza – klarował koledze Staszek Gzyms, ekonom, zatrudniony w lokalnym ośrodku maszynowym – Więc ja ją kryję ostro, a ona pojękuje jakby na przekór coraz słabiej. I jakoś dojść nie może, widzę to, cholera, wyraźnie. Robię szybki rachunek sumienia, ale…noo.. nic nie mam sobie do zarzucenia. Poszeptałem, polizałem, pościskałem jak zwykle, co zawsze wystarczało. Już chcę zaprzestać wysiłków, bo i wacek mnie mięknie, gdy nagle słyszę ten cholerny warkot jebanego zagranicznego motoru Strażaka. No, niespodziewanie i w sposób natychmiastowy Helena od razu zaczyna szczytować, jak ręką odjął. Tarmosi piersi, wije się pode mną, wykrzykuje plugawe słowa, zupełnie jakby była jakąś ulicznicą. A nawet chce wsadzać na siłę w pupala, co jej się nigdy dotąd nie zdarzało. Nie no, nie powiem, żeby mi się to nie podobało, kurde. Więc natychmiast spuszczam się koncertowo, jak na zawołanie, zachlapując całą nową otomanę. I dopiero nocą zaczynam rozumieć, co tu właściwie zaszło.

 

– Fju fju! A co dokładnie wedle ciebie zaszło, Stachu, oprócz wzorowego, że tak powiem,  ruchanka?

– No, wychodzi czarne na białym, że to strażak doprowadził moją kobietę do orgazmu, a nie, kurde, ja.… 

– O, jeśli tak na to spojrzeć to… Wiesz… to chyba smutna wiadomość jest.

– A żebyś, kurna, wiedział, że smutna. Ja temu skurwemusynowi nigdy tego nie zapomnę. Żeby tak na moich bacznych mężowskich oczach Helenkę do obłędu podstępnie doprowadzić? 

– No, to można podciągnąć prostą drogą pod kościelne cudzołóstwo normalnie.

– A pewnie! Obiecałem sobie, że następnym razem to tak ślubną wytarmoszę za duchową zdradę, że rodzona matka jej nie pozna! Tylko czasu mi trochę potrzeba, by siły zebrać – dokończył Staszek nieco wstydliwie.

 

Powoli pociągnęli po dużym łyku mocnego piwka z kolejnej puszki. 

 

Dobra Cobra zaprasza na opowieść o nadspodziewanie dzielnym człowieku, pt.

 

Dzielny Strażak 1

 

Treścią opowieści w żadnym wypadku nie są losy młodego lotnika radzieckiego Aleksieja Piotrowicza Mariesjewa, który podczas Drugiej Wojny Światowej zostaje zestrzelony, traci obie nogi, a jednak dzięki woli i hartowi ducha odnosi zwycięstwo nad własnym kalectwem. 

Pomimo tego niniejsze Dzieło Dobrej Cobry tchnie wiarą w możliwości człowieka, ukazując jego życie w heroicznym, bohaterskim wymiarze i dając beznadziejnym i niezaspokojonym pewną i niezawodną nadzieję na przyszłość. 

 

  2

   Emiliana Siupasińska, kierowniczka gminnego ośrodka kultury, skutecznie odmłodziła sobie okolice intymne. Jako żona radnego czuła odpowiedzialność za swój wygląd, jednak w ostatnich latach zauważyła szybko postępujące procesy starzenia. By powstrzymać upływ czasu – a i nie stracić zainteresowania męża, który lubił upuścić dużo siły w łóżku – udała się do znanego ginekologa – chirurga, by zdecydowanie przywrócić uciekającą młodość. 

Lekarz od razu wykrył przerost warg sromowych mniejszych. Była wieloródką, zmiany poporodowe przyczyniły się zatem do powstania zespołu luźnej pochwy, coraz częściej doprowadzający kobietę do dotkliwego bólu podczas współżycia. A ubytek tkanki tłuszczowej w okolicach warg sromowych większych wpłynął na utratę jędrności tej intymnej okolicy.

 

Na początek zaaplikowano pacjentce lokalną hormonoterapię, jednak ta nie przyniosła oczekiwanych efektów. Zdecydowano skorzystać z zalet chirurgii intymnej. Ostrzyknięto ściany pochwy osoczem bogatopłytkowym, wykonano mezoterapię kwasem hialuronowym i laserową rewitalizację samej pochwy. Dzięki temu zabiegowi o wiele dłużej utrzymywało się prawidłowe nawilżenie i jędrność jej przedsionka. Wypełnienie kwasem hialuronowym warg sromowych większych dało efekt odmładzający i przywróciło naturalną jędrność tych okolic. Zabieg ten nie tylko poprawił wygląd narządu, ale również libido i komfort współżycia. 

 

Nowoczesna medycyna estetyczna sprawiła, że Emiliana Siupasińska stała się od tej pory wprost niewyżytą suczą.

 

3

– Młodszy ogniomistrz Zenon Maria Ojdana z powodzeniem ugasił pożar, który wybuchł na plebanii u księdza Sławomira Ocipko. Ministranci byli wniebowzięci! Winnym zaprószenia ognia okazał się sam duchowny, który po uprzednim spożyciu zbyt dużej ilości wódki, zaczął lekkomyślnie puszczać płonące samoloty z papieru. A to wszystko dlatego, że dzień wcześniej Ocipko zatruł się nieświeżą kiełbasą, nieodpowiedzialnie podaną na kolację przez gospodynię Zofię Maleszko, gdy ta z wypiekami na twarzy śledziła przebieg burzliwych obrad Sejmu.

 

   Młodszy ogniomistrz Zenon Maria Ojdana obudził się o piątej trzydzieści, by pierwsze pół godziny tradycyjnie przeznaczyć na gimnastykę. Dbał bowiem codziennie o ciało, doskonale zdając sobie sprawę, że gibkość i siła są niezbędne w jego pracy zawodowej. Poczuwszy oznaki pierwszego zmęczenia wziął długi, gorący prysznic, a następnie za pomocą jednorazowej żyletki i mydła dokładnie wygolił pachy i miejsce intymne, gdyż w żadnym wypadku nie tolerował owłosienia. Być może był zatem pierwszym wiejskim metroseksualistą na tym terenie.  

Jajecznica z czterech jaj, zagryziona zdrowym białym chlebem i popita czarną herbatą z cukrem w dość szybkim czasie sprawiła, że krew zaczęła buzować. Włączony cicho odbiornik telewizyjny sączył najważniejsze wiadomości oraz zazwyczaj mylną prognozę pogody. Po umyciu naczyń i spożyciu codziennej porcji lewoskrętnej witaminy C strażak założył polowy mundur i gibkim krokiem wyszedł na ulicę.

 

Kwiaty prześlicznie kwitły w ogródkach, ptaki wesoło szczebiotały, a dzieci z ponurymi minami podążały do szkoły, korzystając z ostatnich chwil wolności, by w drodze pograć na smartfonach. 

 

Zza firanek uchylonych okien dobiegały Ojdanę pełne emocji ochy i achy. Kobiety zamierały, obserwując go podążającego do pracy. Jednym kręciło się w głowie, drugie czuły nieznośne pulsowanie w podbrzuszu, a jeszcze inne upuszczały talerz czy szklankę, które tłukły się w drobny mak pod ich nogami. Tak było codziennie, lecz Zenon przywykłwszy nie zwracał szczególnej uwagi na te objawy zachwytu pomieszanego z pożądaniem.

 

Punktualnie o ósmej wkroczył do remizy, gdzie miał spędzić kolejny dzień na służbie. 

 

4

– Młodszy ogniomistrz Zenon Maria Ojdana wyswobodził cwanego emeryta Leszka Żura z pułapki, zastawionej przez kłusowników na sarny. Mężczyzna sam sobie był winien, gdyż w słusznym poszukiwaniu jagódek zapuścił się w niebezpieczne leśne ostępy. Tylko dzięki wielkiemu szczęściu nie został zaatakowany przez kleszcza o kryptonimie X72, który z wielkim powodzeniem roznosił zapalenie opon mózgowych po całej okolicy. Poharatana żelaznym mechanizmem noga emeryta kwalifikowała się do natychmiastowej interwencji chirurgicznej. Służby leśne apelują o rozwagę podczas przebywania w lesie. 

 

   Młodszy ogniomistrz Zenon Maria Ojdana był nadzwyczaj skutecznym strażakiem. W swojej stosunkowo krótkiej karierze zawodowej udało mu się ugasić wszystkie napotkane pożary i uratować z płomieni każdego z pogorzelców. W ramach podziękowań wręczano mu odznaczenia, dawano bony towarowe i zapraszano do szkół na akademie. 

Kobiety z lokalnego koła gospodyń wiejskich ufundowały wystawną nagrodę dla tej, która zaciągnie strażaka do ołtarza. Był bowiem miłym na wejrzeniu chłopcem, choć całkowicie oddanym celom zawodowym. 

 

Natomiast troską księdza Sławomira Ocipko było, aby ogniomistrz nie popadł w nadmierną pychę. Nie raz udzielał strażakowi rad o tym, jak wytrwać w czystości. Jednak czy ten ich słuchał?

Mężczyźni z obawą postrzegali w młodszym ogniomistrzu rywala, gdyż okoliczne panie wzdychały mniej lub bardziej wyraźnie do Zenona Marii. Sołtys wieczorami zapijał alkoholem stres, związany z coraz większym spadkiem wyborczej popularności. Kioskarz pod nosem psioczył na coraz mniejszą sprzedaż gazet, bo ludzie chcieli czytać tylko Przegląd Strażacki wraz z dołączanym kolorowym kwartalnikiem Poradnik Flisaka Niezawodowego. 

 

Właściciele okolicznych remiz także mieli nie miękki orzech do zgryzienia. Bez powodzenia próbowano organizować dyskoteki z zawodami na miss gminy, walkami pań w kisielu czy konkursami na najlepszą gospodynię. Wszystko na nic. Każdy chciał się bawić tylko tam, gdzie bywał strażak.

Radosne Święto Mięsa – połączone ze świniobiciem i wyborem najlepszej świeżej kaszanki – udawało się tylko w miejscowości, zamieszkanej przez Ojdanę. Co niezmiernie cieszyło okolicznych wegetarian. 

Natomiast browarników niepokoił fakt, że młodszy ogniomistrz pijał wyłącznie piwo o czytanej z powodzeniem w dwie strony nazwie: Kobyła Ma Mały Bok, lokalnego browaru Gniadosz. Innego nawet nie tykał. 

Policja musiała nakładać na rozkojarzone obywatelki coraz większą ilość mandatów karnych za zabronione – wedle najnowszych przepisów – suszenie prania na lewej stronie. A to bardzo zawyżało wojewódzkie statystyki przestępczości.

 

Jednym słowem: strażak stawał się coraz bardziej niewygodny dla coraz większej rzeszy biznesmenów, stróżów prawa jak i zwykłych mężczyzn. 

 

5

– Bibliotekarka Zofia Kiełbasa w pośpiechu wieszała pranie i wcale nie zauważyła kiedy i ona zawisła na sznurku. Sytuacja groziła wyrwaniem z korzeniami co najmniej jednego z drzew, a tym samym zaburzeniem równowagi tlenowej w atmosferze. Dopiero dzielny strażak Zenon Maria Ojdana, przy pomocy pompki, noża ratowniczego i wrodzonego wyczucia równowagi wyswobodził kobietę z niespodziewanej pułapki.

 

   Emiliana Siupasińska leżała pośród traw, oczekując na zwycięzcę samczego pojedynku. Zgodnie z niepisanymi regułami oddawała swoje ciało mężczyźnie, który w walce wręcz pokonał pozostałych konkurentów. Po przebytych zabiegach chirurgicznych jej libido wybujało ponad miarę, a małżonek dał ciche przyzwolenie na skoki w bok, ratując w ten spektakularny sposób małżeństwo oraz awans na liście kandydatów do najbliższych wyborów. 

 

Każdy chłop w okolicy wiedział, że przy odrobinie szczęścia i on może pociupciać gorącą żonkę radnego. Demokracja w najczystszej postaci – należało więc zdecydowanie popierać przyszłego sołtysa. Mężczyźni, gonieni chucią, też nie myśleli realistycznie. Przecież bijatyki zawsze wygrywał najsilniejszy z nich, a tym był Zbych, zwany Eternitem. Czyżby jego ksywka pochodziła od angielskiego słowa eternity – wieczność? 

 

   Siupasińska uniosła się na ramieniu. Jatka między chłopami wchodziła w fazę decydującą. Otaczał ją widok spoczywających na trawie pokonanych. Paskudnie ponadrywane uszy, krwawiące nosy i połamane kończyny syciły kobiecą próżność. Przesunęła dłonią po wzgórku łonowym, dotykając leciutko łechtaczki rozmiarów ogona nienarodzonego bobra. Przez ciało przebiegł dreszcz rozkoszy. Kiwnęła ręką na jednego z leżących mężczyzn, który z ochotą dopadł jej skarbu i rozpoczął lizaną grę wstępną. 

 

Gdy Emiliana ponownie otworzyła oczy ujrzała stojącego nad nią Zbycha Eternita. Brutalnie zrzucił z brzucha kobiety zaabsorbowanego wykonywaną czynnością rywala, który przeleciawszy w powietrzu kilka metrów upadł na glebę, łamiąc parę żeber. Zachwycona Siupasińska szybko rozłożyła nogi przed zwycięzcą. 

 

Reszta mężczyzn w absolutnej ciszy przypatrywała się z bezpiecznej odległości królewskiej uczcie najsilniejszego.

 

6

– Emerytka Zofia Starosińska – kobieta pełna energii i życiowych sił – z przerażenia wskoczyła na dach ciężarówki, nie mogąc później z niego zejść, gdyż było ślisko i miał niebezpieczne krawędzie. Poprzedniej nocy kobieta z wypiekami na twarzy obserwowała spadające gwiazdy, z których jedna zrobiła dziurę w aucie sąsiada. Dopiero interwencja Młodszego ogniomistrza Zenona Marii Ojdana, który oswobodził staruszkę za pomocą krótkiej drabiny pożarniczej i udzielonej srogiej nagany, przyniosła pozytywny wynik.

 

– Hela, jakiś świr notorycznie kradnie mi majtki ze sznurka.

– Majtki? Jakiś zbok? U nas? No coś ty!

– No, wiesz, tak sobie w duchu marzę, że to nie żaden zbok, tylko strażak…

– Myślisz, ze to on? Naprawdę? 

– No tak. Bo przecież nie jest ze stali i musi gdzieś dawać ujść skumulowanym żądzom i pragnieniom. 

– Och, wiesz, to ja też muszę ci się przyznać, że marzę o nim skrycie. Ach, nasze chłopy nie dorastają mu nawet do pięt…

– Święta prawda, kurde blaszka. A strażak, och, jest dzielny, i silny, i gibki, o i ładnie zbudowany. I taki tajemniczy… A jak ratuje…

– Widziałam, widziałam. Całowałabym go normalnie mniamuśnie, a nawet spróbowała z nim jabłecznika, gdybym go spotkała na grzybach. 

– Nooo. A ja to bym nawet może wzięła jego drągala do buzi, choć normalnie to się brzydzę…

 

Obie dziewczyny popatrzyły przed siebie, marząc dłuższą chwilę.

– Tylko szkoda, że on na grzyby nie chadza.

– Ani nijak nie chce się z żadną umawiać.

– Może jaki chory jest?

 

7

– Koń Siwek, odbywający karę za spowodowanie kolizji z bardzo używanym pojazdem niemieckiej marki Opel, niespodziewanie zaklinował się w windzie. Zwierzę było bezpośrednio po całodniowym wypasie na urodzajnej łące swojego właściciela, kaprala policji Zdzisława Lachmana. Dzięki użyciu siły fizycznej strażaka Zenona Marii Ojdana, jego zdolności interpersonalnych oraz za pomocą ośmiosplotowego sznura ratowniczego, zwierzę znów mogło cieszyć się wolnością.

 

   Idee fixe młodszego ogniomistrza było zbudowanie w domu najlepszego systemu audiofilskiego  świata. Odżywiał się tylko bułkami, kefirem i owocami, dzięki czemu w kilka lat oszczędził na zakup najlepszego wzmacniacza dźwięku. Z każdej pensji odkładał też sporą kwotę przeznaczoną na legendarne głośniki i cewki, produkowane w limitowanych ilościach w mało komu znanej angielskiej manufakturze, by później z wielką pieczołowitością zbudować jedyne w swoim rodzaju kolumny z marmuru, odpowiednio przyciętego i wypolerowanego przez lokalnego mistrza budowy nagrobków. A teraz stało przed nim dostarczone przez kuriera pudełko z ostatnim elementem – najlepszym odtwarzaczem świata, który jak żaden inny bezbłędnie czytał bezstratne pliki wysokiej rozdzielczości. 

 

Ojdana drżącymi palcami podłączył urządzenie do reszty zestawu i wybrał płytę z ulubionymi dziełami prowansalskich prymitywistów. 

Dźwięk, który go otoczył, był jedynym w swoim rodzaju. A przypisywanie temu zestawowi  konkretnej estetyki brzmienia byłoby kompletnym nieporozumieniem. Odtwarzacz był znakomitym przewodnikiem, prowadzącym we właściwym kierunku. Osiągnięte brzmienie natychmiast usatysfakcjonowało strażaka pod każdym względem. Ani na chwilę nie musiał się skupiać nad tym, czy wysokich tonów było dużo, czy mało i czy wybrzmiewały one tak, jak powinny, czy też nie. Muzyka wreszcie stanowiła nierozerwalną całość. I stała się ideałem. 

 

Brzmienie tranzystorowe, analogowe czy lampowe – nic go to wreszcie nie obchodziło. Swoboda grania – niezależna od zmian ilości instrumentów i charakteru wokali – sprawiła, że strażak po raz pierwszy w życiu poczuł się szczęśliwy i spełniony, a jego dłonie zaczęły drżeć z emocji. Doskonałe prowadzenie rytmu, wierność brzmienia oraz fenomenalna przestrzeń zauroczyły strażaka na całą noc.

 

8

– Podczas uroczystości Międzynarodowego Dnia Respiratora w kominie siedziby Samopomocy Chłopskiej zalągł się rój niebezpiecznych szerszeni, atakujący w sposób brutalny pracowników, interesantów oraz osoby postronne. Niespodziewane ataki mogły mieć wielki wpływ na upadek czytelnictwa  prasy w całym powiecie! Dzięki młodszemu ogniomistrzowi Zenonowi Marii Ojdana, uzbrojonemu w maskę i specjalny płyn, udało się zapobiec o wiele większej tragedii.

 

   Zbych Eternit wszedł w Emilianę głęboko, wylizawszy najpierw dokładnie jej dużych rozmiarów łechtaczkę. Kobieta wiła się pod nim, błagając, by wreszcie zaczął. A on tak lubił podroczyć się przed ostatecznym pchnięciem. Perwersyjnie uwielbiał nad nią panować, doskonale wiedząc, że gdy kobieta dojdzie do siebie, on znów będzie nic nie znaczącym chłopakiem, który codziennie w pocie czoła usuwa z dachów śmiercionośny materiał. Ponadto chciał pokazać konkurentom, gapiącym się z wywalonymi jęzorami, że to on – Zbych Eternit – jest najjurniejszym facetem we wsi. I nie ma takiego drugiego.

 

   Naraz do uszu Siupasińskiej dobiegł doskonale rozpoznawalny odgłos Harleya Davidsona. Staccato potężnego silnika wyprężyło ją tak, że aż zesztywniała. Z niecierpliwością zepchnęła z siebie zdezorientowanego mężczyznę. 

– Ale co? – jęknął żałośnie kochanek.

– Spadaj, głupku.

– Przecież wygrałem walkę i rypanie mi się należy, jak… 

– Jak co?

– No, jak…. jak tegoroczny śnieg? Jak… jak… jak świeże siano? 

– Spadaj!

 

Emiliana kopnęła go mocno w tyłek – oprócz wielu zalet bowiem miała też silne udo – i wstała, poprawiając wytarmoszoną sukienkę. W oddali na motorze przejeżdżał strażak. W jednej chwili zrozumiała, że tylko z nim może być szczęśliwa. 

– Ale nie możesz odejść – zaskomlał Eternit. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się przerwanie aktu cielesnego. Czuł potężne parcie na mosznę, któremu towarzyszył silny ból podbrzusza. Męka była nie do wytrzymania. Rozgrzane do czerwoności nasienie aż parzyło i domagało się szybkiego ujścia. 

– Pieprzony mamisynek – mruknęła pod nosem Siupasińska, poprawiając koronkowe ramiączka stanika. 

– Ale mi się jaja rozpękną, jak nie dokończę…

– To weź sprawy w swoje ręce, młotku! Nie wiesz, jak to się robi? 

– Ale przecież służę do mszy co niedziela i nie mogę kalać się śmiertelnym grzechem onanizmu.

– To weź i tera się skalaj! – zaśmiała się gardłowo Emiliana, odchodząc zdecydowanym krokiem w stronę pobliskiej szosy.

 

9

– Dzięki sprytowi i wieloletniemu treningowi strażak Zenon Maria Ojdana uwolnił z wiadra  pełnego małży, nogę lokalnej ślicznotki Agaty Cyc, kobiety o urodzie zapierającej dech w piersi. W ramach wdzięczności dziewczyna była zdolna przekroczyć wszelkie granice, jednak ratownik tylko uścisnął mocno jej dłoń, życząc sukcesów w przyszłości. I już go nie było.

 

   Po całym dniu spędzonym w pracy strażak Zenon Maria Ojdana wracał do domu swoim pięknym amerykańskim motorem. Kupił go kilka lat temu w Niemczech jako używkę, wyremontował, położył nową warstwę chromu i jak dziecko cieszył się niesamowitym odgłosem silnika podczas jazdy.

 

– Ładny motór pan posiadasz – pochwalił go swego czasu sołtys.

– To Harley.

– Toż mówię: motór, przeca nie jestem ślepy. No, może i trochę fikuśniejszy od naszych WueSeK, i jakiś taki bardziej odbłyskujący, ale to nadal tylko motór. 

 

Jednak nie był to tylko motór. To maszyna – legenda, a jej brzmienie zostało nawet zgłoszone w amerykańskim urzędzie patentowym. Nikt nie przechodził koło Harleya obojętnie, a z mijanymi po drodze kobietami potrafiły dziać się przedziwne rzeczy. 

 

– A najgorsze jest to, że moja ślubna nocami wykrzykuje imię strażaka i trze nogami tak silnie, jakby jeszcze nigdy nie miała chłopa – wyjawił sołtysowi właściciel kombajnu i sieczkarni Alojzy Wąs. 

 

Gdy tylko usłyszał to pies sołtysa od razu nasikał mu na buta.

 

10

– Kurier Dariusz Wyczesany całkiem przypadkowo utknął w gigantycznym torcie, który wiózł do wymagającej i dobrze płacącej klientki Marcjanny. Młodszy ogniomistrz Zenon Maria Ojdana zdecydowanie wydobył mężczyznę z pułapki, by mógł jak najszybciej udać się do groźnie tupiącej panny. Niestety! Z powodu uszkodzonego ciasta Marcjanna wniosła druzgocącą reklamację, z powodu której kuriera zwolniono z pracy w trybie natychmiastowym, w uzasadnieniu podając nienależyte wykonywanie obowiązków. 

 

   Zbych Eternit biegł przez las, wpadając w coraz większy szał. Parcie na jaja było już prawie nie do wytrzymania. Chciał rzucić się na cokolwiek, co tylko miałoby otwór, i dokończyć dzieła, ale las dziwnym trafem świecił tego dnia pustkami. Ostre gałęzie raniły twarz i ręce, gdy zdeterminowany mężczyzna gnał na oślep przed siebie. 

Oczami chuci widział już starą Jedynakową, która zwykle o tej porze zbierała chrust na opał. Ale akurat dziś na nią nie trafił. 

Z wywalonym jęzorem obiegał kolejny kwartał. Może chociaż napatoczy się małoletnia Iza Bogacka, dziewczyna szpetna, lecz odważnie zapuszczająca się w leśne ostępy. Jednakże i jej nie spotkał. 

 

Znów przebiegł kilka kilometrów. A może chociaż wpadnie na którąś z tych miastowych lafirynd, tak lubiących zbierać tutaj jagody. No, ale żadnej z nich też nie zobaczył. 

Co się, do kurwy nędzy, wyrabiało?! Normalnie wszystko sprzysięgło się dziś przeciwko niemu! 

 

Naraz ogromy ból i trzask, jakby pękającej lodowej kry z filmu dokumentalnego o ociepleniu, zwaliły Zbycha z nóg. W spodniach natychmiast poczuł galaretowatą maź, która w dużej ilości ściekała powolnym strumieniem po udach. 

 

– Rozpękły mi się jaja – jęknął dramatycznie, mdlejąc w chwilę później.

 

 

C.d.N.

 

Dobra Cobra

wrzesień 2016

 

Opowiadanie dostępne także w wersji do słuchania:

 

Image by ArthurHidden on Freepik