Die Bajka

 

 

Rozdział pierwszy: Gen posłuszeństwa.

   Johann przez dłuższy czas obserwował małą, złotowłosą dziewczynkę, chodzącą po plaży. Wydawało się, że przebywała tam bez opieki. Na dodatek wyglądała, jakby czegoś uważnie szukała pośród ziaren ciepłego piasku. Co pewien czas przykucała, sięgała rączką i uważnie zbierała coś do swoje garstki. Chłopak podrapał się po piwnym brzuchu, po czym rzekł do swojej dziewczyny:

– Tamta mała jest na plaży całkiem sama.

Natascha uniosła się z ręcznika, na którym opalała swoje chude ciało – hit ostatnich lat – i spojrzała w stronę wskazaną przez partnera. Po chwili obserwacji odparła:

– Podejdźmy do niej. Może się zgubiła i  potrzebuje pomocy.

 

– Jak masz na imię, dziewczynko?

– Aliona

– Jesteś tu sama?

– Tak.

– A czego tak wytrwale szukasz w piasku?

– Pięknych, szklanych koralików, które są w nim pochowane.

– Koralików? 

– Sama zobacz – odpowiedziała dziewczynka, otwierając garść pełną, mieniących się różnymi barwami, okrągłych kulek.

 

Johann i Natascha zdziwili się. Przychodzili na tę plażę od lat i nigdy nie widzieli czegoś podobnego.

– Pochylcie się – poprosiła dziewczynka – a na pewno je zobaczycie.

– Ja nic nie widzę.

– Tutaj! – krzyknęła uradowana Aliona, wyciągając z piasku kolejny koralik.

Chłopak bardzo się zdziwił. Jeszcze przed chwilą patrzył uważnie w to miejsce i dałby głowę, że widział tam tylko same drobne ziarenka piasku.

 

Dziewczyna wyprostowała plecy i spytała dość naiwnie, jak na swój wiek:

– Jesteś czarodziejką? 

– Nie, proszę pani. Ale wy jesteście Johann i Natascha, prawda? – ucieszyła się mała. – Szukałam was, abyście mi pomogli uratować moją babcię.

– Znasz nas? Skąd…

– Twoja babcię? – dziewczyna nie zwróciła uwagi na dociekania swojego chłopaka. – Jest tutaj z tobą?

– Nie, została w domu. I bardzo potrzebuje pomocy.

– Czy ktoś dorosły opiekuje się twoja babcią? – praktycznie spytał Johann.

– Nie. Żyjemy w małym domku na wsi tylko we dwie.

 

Natascha niespokojnie przesunęła ręką po końskim ogonie, w który zazwyczaj spinała swoje farbowane włosy:

– Powiedz, co się stało z twoją babcią? 

– Poszła się kąpać, ale zatrzasnęły się drzwi do łazienki, a wody już było dużo, a babcia jest malutka i zawsze przychodzę, żeby zakręcić kran, jak wanna jest zapełniona do połowy, bo inaczej babcia by się utopiła. 

 

Johann i Natascha popatrzyli po sobie z dużym zdziwieniem na twarzach.

– A … kiedy twoja babcia się zatrzasnęła?

– Wczoraj.

Z ust dziewczyny szybko wyrwało się ciche niemieckie przekleństwo.

 

– Gdzie mieszkasz? – spytał chłopak podniesionym z emocji głosem.

– W pobliży Zemitz, niedaleko rzeki.

– Trzeba szybko zadzwonić po służby ratownicze! Podaj adres waszego domu.

 

Aliona schowała twarz w rączki, upuszczając pod nogi wszystkie kolorowe kulki, które dotychczas zebrała.

– Nie wiem, jaki mamy adres – zapłakała.

 

Dobra Cobra przedstawia dziś opowieść dziwną i potworną zarazem, 

dziejącą się zarówno jasnym dniem jak i ciemną nocą, a na dodatek w Niemczech, pt.

 

Die Bajka

 

Mały byłem, dziesięć lat, gdy matka zmarła. Wie pan, bardzo chciałbym mieć mamusię. 

Mieć mamusię jest bardzo dobrze.

Zygmunt Kałużyński

 

   Jadąc we trójkę, mijali samochodem kolejne senne, poenerdowskie wioski. Johann nie przekraczał ograniczeń szybkości, miał bowiem dobrze wpojony szacunek do prawa. Ponadto trzeba było uważać na stary i nierówny bruk na ulicach. Jego dziewczyna nerwowo przygryzała kciuk, spodziewając się najgorszego. 

Mała Aliona, siedząca z tyłu, z wielką uwagą oglądała zebrane kolorowe koraliki.

 

Gdy dojechali do Zemitz, słońce kończyło już swój codzienny cykl i na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda.

– Zmierzcha – stwierdziła lekko zmartwiona dziewczynka. – O zmroku nigdy tam nie trafimy.

– Mam silną latarkę! – powiedział głośno Johann, otwierając bagażnik – Ruszajmy.

Głęboko wierzył w niemiecką myśl techniczną i do głowy mu nawet nie przyszło, że baterie mogą ulec wyczerpaniu w najmniej spodziewanym momencie.

 

   Droga przez ciemny las dłużyła się wszystkim. Natascha rozglądała się wokoło z coraz bardziej przerażoną miną. Gdy dotarli na skraj moczarów, chłopak nagle zgasił światło i usiadł na trawie.

– Nie pójdę po bagnach nocą – oświadczył zrezygnowany. – Co więcej, nie wiem, czy pójdę po nich też za dnia.

Dziewczyna zaczęła drżeć na całym ciele. Gdzieś huknęła nocna sowa.

– Tutaj niedaleko ktoś mieszka – zawołała Aliona. – Chodźmy tam!

 

Istotnie, po pewnym czasie zza drzew wyłoniły się światła starego domu. Johann i Natascha spojrzeli po sobie zaniepokojeni. 

– Muszę zadzwonić – powiedział Johann, wyjmując komórkę. 

Kilkakrotne próby połączenia nie dały rezultatu. Brak zasięgu. Chłopak wystraszył się nie na żarty. Poczuł, że nogi wrosły mu w ziemię z przerażenia. Przecież w Niemczech nie było praktycznie miejsc, skąd nie można by zadzwonić. Złapał swoją dziewczynę za rękę i pociągnął ją za sobą w ciemny las.

 

Rozdział drugi: Stęk przyjemności.

   Aliona zapukała do drzwi swoją małą, niewinną rączką. Po długiej chwili usłyszała ciężkie kroki kogoś, kto miał zwyczaj chadzać w podkutych butach. Drzwi uchyliły się powoli z długim trzeszczeniem. W kręgu światła pojawił się zwalisty mężczyzna.

– Dobry wieczór – zagaiła dziewczynka.

– Dobry.

– Jestem Aliona. Wracałam do domu z miłymi ludźmi i zrobiło się ciemno.

 

Mężczyzna rozejrzał się wokoło, po czym zatrzymał wzrok na złotowłosej.

– Ale tu nikogo nie ma.

– Bo przestraszyli się pańskiego domu i uciekli w głęboki las.

 

Gospodarz podrapał gęstą brodę po czym zrobił miejsce obok siebie:

– Zapraszam, miła dziewczynko – ukłonił się nieznacznie. – Jestem Moritz.

– Wiem. Ja jestem Aliona – zaszczebiotała.

Mężczyzna, zdziwiony tak niespodziewanymi odwiedzinami, wpuścił ją do środka.

 

– Napijesz się ciepłej herbaty? – spytał.

– Z przyjemnością.

– Co robisz nocą w lesie?

– Idę uratować babcię! – zawołała.

– Uratować? – zdziwił się Moritz.

– Tak, uratować. Wczoraj moja babcia zrobiła wielki i szeroki szpagat, a jest już stara i nie może się podnieść ani nic. Jest przyssana do podłogi, a ja jestem za słaba i nie mogę jej odessać. Na dodatek babcia zażywa ważne lekarstwa i jak ich nie weźmie o czasie, to umrze, bo stanie jej serce. I szukam pomocy…

– A gdzie twoja babcie mieszka? – zainteresował się mężczyzna.

– Nad rzeką Pulowbach, proszę pana.

 

Moritz zastanowił się chwilę. Istotnie, prowadząc roboty polowe kilka razy słyszał o samotnym domu nad rzeką, w którym podobno mieszkała starsza kobieta z wnuczką.

– A kiedy przydarzyło się to, o czym opowiadasz?

– Wczoraj, proszę pana.

 

Moritz podrapał pierś w głębokim zamyśleniu.

– Teraz jest noc, a po ciemku tam nie trafimy – oznajmił. – Nie mam też telefonu, aby zawiadomić odpowiednie służby ratownicze.

Aliona zrobiła smutną minkę.

– Wyruszymy jutro skoro świt – zdecydował Moritz. – A teraz czas do łóżek! Trzeba odpocząć przed podróżą.

 

Było chwilę po północy, gdy drzwi sypialni Moritza uchyliły się z nieznacznie. Obudzony mężczyzna usiadł na łóżku i zapalił lampę.

– Proszę pana, ja nie mogę zasnąć w tamtym pokoju – żaliła się dziewczynka. – Dom wydaje takie dziwne odgłosy i ten wielki zegar tak głośno tyka. Boję się. Czy mogę spać tu z panem?

 

 Moritz z nagłym świstem wciągnął powietrze do płuc.

– Proszę – szepnęła.

 

Rozdział trzeci: Nagroda gniewu.

   Z nastaniem świtu Moritz powoli nastrajał duszę przed czekającą ich wędrówką. Był niewyspany. Większą część nocy leżał, wsłuchując się w niewinny oddech małej dziewczynki, leżącej u jego boku. Nie był nawykły do ludzi, z pewnością nie był nawykły do małych ludzi, a ta mała leżała od niego jedynie na wyciągnięcie ręki. Mężczyzna od dawna nie zaznał ciepła związanego z posiadaniem rodziny. Cała sytuacja była dla niego dość krępująca i nieobyczajna.

 

Moritz wstał i powoli uprał dziewczynce majteczki, które zdjęła uprzedniego wieczora przed wejściem do łóżka.

 

   Gdy skończyli jeść jajecznicę, usmażoną z wielu kurzych jaj, wyruszyli w długą drogę do domu babci. Idąc w dół rzeki Pulowbach, spotkali na wzgórzu samotnego, ubranego w odświętny garnitur mężczyznę, który przywiązywał do gałęzi drzewa gruby sznur.

– Co pan robi? – spytała Aliona.

– Dzień dobry. Chcę się powiesić, moja droga dziewczynko.

– A dlaczego?

– Bo mam dość życia w Niemczech!

– Niemcy to piękny kraj – mruknął Moritz.

– Może i piękny, ale ja zdecydowałem się opuścić go na zawsze.

– A dlaczego chce się pan powiesić? – intrygowało dziewczynkę.

– Bo…

– To niewystarczający powód, aby popełniać samobójstwo! – przerwała mu Aliona. – Proszę iść z nami, by ratować moją babcię!

– A… co jej jest? – wykrztusił mężczyzna.

– Być może w tej chwili umiera w męczarniach, bo upadła dwa dni temu na podłogę i nie mogła wstać.

– Upadła? – zdziwił się Moritz.

– Jak pan się nazywa? – spytała niedoszłego samobójcę.

– Jestem Bruno.

– A ja Aliona, a to jest Moritz. Ruszajmy!

 

Gdy ostrożnie stąpali po zdradliwych mokradłach, Moritz – sapiąc co niemiara – zostawał coraz bardziej z tyłu.

– Idźcie dalej sami! – krzyknął do Aliony i Bruna. – Jestem za ciężki i bagno chce mnie wciągnąć. Nie dam rady iść z wami.

 

   Było południe, gdy Bruno i Aliona dotarli wreszcie do małego, żółtego domku stojącego na uboczu. Powitała ich niczym nie zmącona cisza. Bruno z troską spojrzał na swój wymięty i ubrudzony garnitur. 

Dziewczynka zapłakała i szybkim krokiem podbiegła do drzwi. Otworzyła je na oścież, spodziewając się najgorszego. Za nią do wnętrza zajrzał zaciekawiony Bruno.

 

W środku czekała babcia oraz listonosz z torbą pełną listów. Oboje gotowali obiad z jakiegoś ładnie pachnącego kawałka mięsa.

– Babciu! – pisnęła dziewczynka i wpadła w jej ramiona.

– Tak się martwiłam o ciebie, wnusiu…

– A ja bałam się o ciebie! Naprawdę! Co się stało?

– Zemdlałam na chwilę, moje drogie dziecko. Ty gdzieś pobiegłaś, ale na szczęście listonosz Zeruch przechodził niedaleko i zapukał, aby się wprosić na herbatkę – wyjaśniła babcia. – A gdzie ty się podziewałaś?

– Chyba… – przed jej oczami przebiegły ostatnie godziny wyczerpującej podróży – pobiegłam po pomoc! Ale nastała noc i wróciliśmy dopiero dzisiaj. Jak się cieszę, że ci nic nie jest!

 

   Babcia ugotowała smaczny obiad i poczęstowała nim Alionę oraz Bruna i listonosza Zerucha. Po deserze Bruno niespodziewanie poczuł wielkie zmęczenie i został położony w sypialni na górze, gdzie zasnął nadzwyczaj twardym snem. Pracownik poczty podziękował za posiłek i udał się do swoich dalszych zajęć. Musiał objechać rowerem jeszcze cały kwartał domów nad zatoką.

 

*

   Nocą babcia wyciągnęła z szafki laptopa. Sprawnie skasowała nagranie sprzed kilku dni, włączyła zapis i zaczęła cicho szeptać do mikrofonu. 

Po wszystkim –  dzięki prostemu programowi w komputerze – starsza kobieta wielokrotnie przyśpieszyła nagranie – aby przekaz mocno wrył się w podświadomość dziewczynki. Następnie ściszyła plik, zapętliła świeżo nagrany rozkaz i ostrożne ustawiła głośniczek obok łóżka wnuczki. 

Cicho zamknęła drzwi i poszła do sypialni na górze, zabierając ze sobą duży, rzeźnicki hak.

 

   Słabe bodźce dźwiękowe trafiały do mózgu złotowłosej, nie powodując u niej żadnej świadomej refleksji. Aliona nie mogła się obronić przed zawartą w przekazie sugestią. Jej umysł chciwie chłonął podawaną treść, która została potraktowana przez mózg jako własna myśl. Podświadomość pracowała nad nią przez wiele godzin, analizując, dopasowując, układając i zapamiętując każdy jej fragment. 

 

   Wreszcie nad ranem mózg dziewczynki zrozumiał treść zalążka pragnienia, któremu nieświadomie odda się w całości na wyraźnie dany znak.

– Dobrze wykonałaś poprzednie zadanie… – zaczęła mówić staruszka.

– Głupia babcia – szepnęła pod nosem Aliona. – Cały czas myśli, że jestem podatna na te jej niemądre gadki.

 

Od dawna miała plan: uda się do dalekiego wujka mieszkającego w Goslar, którego dziadek – Gunther – wynalazł ptasie mleczko i miał związany z tym pewien mroczny sekret, o którym prawie nikt nie wiedział.

 

Dziewczynka wstała z łóżka, założyła wcześniej przygotowane ubranie, wyciągnęła z szafy spakowany plecak i ostrożnie wyszła z domu, przyświecając sobie latarką.

 

   Z pokoju na górze babcia obserwowała ostrożne wymykającą się wnuczkę. Zakrwawionym hakiem poprawiła niesforny kosmyk włosów, wchodzący jej do ust.

– Z rana trzeba będzie odwiedzić listonosza Zerucha w jego domu – powiedziała z lekkim uśmiechem Jej wzrok spoczął na dwóch charakterystycznych literach,  wytatuowanych pod pachą Bruna. Te dwa znaki tworzyły skrót od groźnej formacji – Schutzstaffel.

 

W pokoju dziewczynki głośniczki laptopa nadal sączyły nagrany wcześniej przekaz:

Jak zobaczysz Zerucha – zdejmiesz majtki, a on będzie wiedział, co z tobą dalej robić. Będziesz leżeć nago z listonoszem. Będzie cię dotykał w miejsca intymne. Wejdzie w ciebie. To przyjemna rzecz i bardzo jej pragniesz, choć jeszcze nie znasz smaku mężczyzny w sobie. Nauczy cię robić piękne rzeczy, które są bardzo miłe i wcale nie będą później bolały. To twoje marzenie.

Wyjdziesz z domu, gdy tylko zobaczysz, że idę na górę z rzeźnickim hakiem. To będzie dla ciebie znak, abyś poszła do listonosza Zerucha. Pamiętaj, że to nagroda od ukochanej babci. A jak wrócisz upiekę twój ulubione strudel jabłkowy.

 

– Trzeba się śpieszyć – mruknęła babcia. Oprawienie i popaczkowanie Bruna powinno zająć ze trzy godziny. A nad ranem wejdę cicho do pełnego zabezpieczeń domu listonosza Zerucha, gdy ten będzie całkowicie zajęty małą…

 

 Za oknem, nad pobliskimi mokradłami unosił się w zadumie półnagi mężczyzna, bardzo podobny do Moritza. Jego kalesony lśniły nienaturalnie biało w spowijającym okolicę bladym świetle księżyca.

 

KoNiEc

 

Dobra Cobra

grudzień 2013

Opowiadanie dostępne także jako romantyczny audiobook:

 

Vector image by VectorStock / vectorstock