Pracuś

   Mój kochany Waldek otrzymał dziś w pracy awans! Nieopisana radość zapanowała w całym domu! Z tej okazji dostałam piękne, drogie perfumy. 

Ach, co za niespodzianka, co za dzień, co za emocje! 

 

Od razu stanęłam przy garach, aby przyrządzić kochanemu potrawę, którą uwielbia. W międzyczasie wzięłam szybki prysznic i ukradkiem wciągnęłam trochę ciasnawe stringi, podwędzone z szafy córki. 

Chciałam dać ślubnemu prawdziwą nagrodę wojownika.

 

Ale zanim obiad doszedł, mój Waldeczek zasnął na kanapie snem utrudzonego. Siedziałam przy nim do wieczora, wsłuchując się w miarowy oddech i ciesząc się w duchu jego wielkim sukcesem. Po raz pierwszy mamy szansę wyjechać na zagraniczne wakacje! Wreszcie pochwalę się czymś na portalu społecznościowym, gdzie wobec innych bab – i tego, czego tam nie wypisywały – byłam dotąd tylko szarą myszką.

 

Walduś… Nie mogąc spać z tych całych emocji, przez co najmniej pół nocy śledziłam z zapartym tchem smutne losy Bridget Jones w jej najnowszej powieści.

 

Dobra Cobra prezentuje dziś opowieść całkiem do rzeczy, choć dziwną, pt.

 

Pracuś

 

Jedzenie na czczo mi szkodzi.

Maria Czubaszek

 

    U Waldka malowali dziś biuro. Wrócił, biedny, późnym wieczorem, na dodatek cały obryzgany czerwoną farbą. To cholerstwo nijak nie daje się sprać. Musiałam wywalić jego całkiem nową koszulę i spodnie do śmietnika. A były uszyte z tak ładnego i drogiego materiału.

 

Kochany Waldi wręczył mi po powrocie do domu duży bukiet kwiatów. Po chwili już spał. Z powodu przejścia na wyższe stanowisko pracuje dłużej, niż kiedyś. Ale dla wspólnego dobra zniesiemy to razem! Wspieram go w wysiłkach i trudach, starając się rozumieć fakt, że ma teraz o wiele więcej obowiązków na głowie, niż uprzednio. Jednak smutno, że nie zauważył mojej pięknej opalenizny, ani nie zwrócił uwagi na nowe, śliczne tipsy, zrobione specjalnie dla niego w najlepszym salonie kosmetycznym w mieście.

 

Nie mogąc znów zasnąć odkryłam z nagła, że chyba zaczęłam gustować w facetach, mających władzę i stanowisko. Z tej radości uścisnęłam Waldusia z całej siły, ale nawet nie mruknął. Mój dzielny śpioszek!

 

*

   Na Waldka przewrócił się dziś wóz, wiozący flaki do masarni. Pojawił się w domu dobrze po północy,  znów bardzo zmęczony. Obryzgany krwią nowy garnitur nadawał się już tylko do wyrzucenia. Czy ci cholerni dostawcy nie mogą bardziej uważać, jak jeżdżą?

 

Coraz bardziej nie podobają mi się późne powroty męża z pracy. Nie wiem, ile jeszcze pociągnie, bo sił ubywa mu w zastraszającym tempie. I do tego chudnie. Do niedawna miałam jeszcze nadzieję, że po wakacjach, spędzonych wspólnie na romantycznej wyspie Bali, wszystko powoli wróci do normy z jego czasem pracy, ale na to się chyba nie zanosi. A na dodatek otrzymał właśnie kolejny awans. Cieszyć się czy płakać? Sama już nie wiem.

Waldeczunio bardzo narzeka na nową menadżerkę działu, która najwyraźniej uwzięła się na niego. Musi teraz, biedak, codziennie nosić kalesony, bo klima w jego miejscu pracy jest specjalnie ustawiana przez tę rudą sukę na jak najniższą temperaturę. Wszystko po to, aby go zgnębić.

 

Gdy słodycz mojego życia zasnął, ostrożnie odciągnęłam skórę z Waldusiowego żołądzia. Mimo, że nie kochaliśmy się już od wielu miesięcy, nie było tam ani skrawka mastki pod napletkiem! O mało nie spadłam z łóżka od tego nagłego, niespodziewanego odkrycia! A więc mnie zdradza! 

Oj, kochany, to teraz inaczej będziemy się bawić.

 

Płakałam w poduszkę aż do rana. Jak dobrze rozumiałam teraz rozterki, targające Bridget Jones!

 

*

   Wróciłam do domu w południe, biorąc wolne na resztę dnia z powodu targającego mną wielkiego bólu głowy. Gdy weszłam do mieszkania moją uwagę przykuły podejrzane szelesty, dochodzące z sypialni. Stanęłam w drzwiach pokoju i oniemiałam.

 

Na naszym małżeńskim łożu leżała nago jakaś chuda, ruda wywłoka, z twarzą napuchniętą do wprost niewyobrażalnych rozmiarów  A mój ślubny – też nago – pochylał się nad nią, trzymając z ręce… widelec!

Obrzuciłam ją szybkim, kobiecym spojrzeniem. Nie miała prawie cycków, co zauważyłam z pewną satysfakcją. Szybko ukłuła mnie jednak jej elegancka bielizna, porozrzucana w nieładzie na  podłodze.

– Waldek! – wrzasnęłam histerycznie.

 

Odskoczył od rudej jak oparzony. Dopiero teraz zobaczyłam, że baba leży nieruchomo, wpatrzona zimnymi, szklistymi oczami w sufit. Waldusiowi wypadł z ręki trzymany sztuciec i brzdęknął o podłogę.

– Co się tu dzieje? – krzyknęłam

– Zaraz ci to wytłumaczę – wyrzucił z siebie łamiącym głosem – bo to nie jest tak, jak myślisz!

– A jak jest? – Zacisnęłam mocno pięści, gotowa w każdej chwili rzucić się na niego z pazurami, powodowana wielką wściekłością i poniżeniem, jakie w tej chwili czułam.

– To wszystko, co mamy, jest okupione nie tylko ciężką pracą, moja droga. W biurze panuje zazdrość, każdy każdemu podkłada świnię. A ja dla ciebie wszystko, kochana i…

– Tara rara – wydęłam usta. – Bujać to my, ale nie nas!

– Proszę, wysłuchaj mnie do końca i nie przerywaj. Później mnie osądzisz. Wiesz, że zawsze chciałem, żebyśmy wiedli życie na wysokim poziomie. Abyś miała pieniądze na kosmetyczkę, dobrego fryzjera i na piękne tipsy…

 

Jednak zauważył!

– … ale to nie jest proste. Tamtego dnia nowy szef łajał wszystkich bez wyjątku. Wykrzykiwał,  że powinniśmy pracować, a nie się lenić, i jeszcze, że wydajność drastycznie spadła. Aż nagle, gdy podczas tej nienawistnej tyrady sięgnął po elektryczny dzbanek z kawą, nastąpiło niespodziewane i gwałtowne spięcie elektryczne, które go zabiło na miejscu, wywalając dodatkowo bezpieczniki w połowie budynku.

 

Zaczynało mi się robić niedobrze od tej jego pokrętnej opowieści. Mąż wyraźnie chciał mi zamydlić oczy i odwrócić uwagę od aktu zdrady, którego dokonał w naszym małżeńskim łożu.

– Szybko wyszło na jaw, że nowy dyrektor regionalny, który nastał po tamtym, to jeszcze większa szuja. Wyśrubował takie normy, że ich wypracowanie stawało się wprost niemożliwością. Ale postanowiłem być twardy. Dla ciebie i dla córki. Zakasałem rękawy, schowałem dumę w kieszeń i zacząłem tyrać po osiemnaście godzin dziennie. Zdeterminowany opanowywałem kolejne słówka obcego języka oraz uczęszczałem na wyspecjalizowane kursy menadżerskie wysokiego stopnia.

 

Z coraz większym niedowierzaniem słuchałam tego, co mówił.

– Pewnego wieczoru z uszkodzonej spłuczki w ubikacji wypłynęła duża ilość wody, zalewając całą podłogę zdradziecką, niewidzialną taflą. Traf chciał, że szef akurat wyskoczył się odlać. Włoskie podeszwy jego śliskich butów nie złapały przyczepności i wyrżnął jak długi, momentalnie tracąc przytomność. Tak chciał los, kochanie. Było już za późno na jakąkolwiek pomoc. A niedługo potem wybrali mnie na jego miejsce. Wtedy po raz pierwszy zacząłem dostawać pięciocyfrowe wypłaty. Pojawił się prestiż, służbowe auto, a najważniejsze, że ty byłaś zadowolona i szczęśliwa.

 

Ujął mnie tą wypowiedzią. Czy czasem nie jestem idiotką, która uwierzy we wszystko, co jej powiedzą?

– Ale gdy trafiłem pod rozkazy szefowej całego działu europejskiego, zrobiło się jeszcze gorzej. Postawiła sobie, sucz, za cel przelecieć każdego faceta w biurze. Kto odmawiał, wylatywał na zieloną trawkę. Długo udawało mi się wymigiwać, ale wreszcie zagięła parol i na mnie. Ku  pocieszenie powiem tylko, że zdołałem wynegocjować podwyżkę, jak już będzie po wszystkim. 

 

Kochany mężuś! Jednak ważne dla niego jest moje dobro! W takiej podbramkowej sytuacji negocjować! No, no…

– Gdy tylko weszliśmy dziś do mieszkania, zaczęła zdzierać ubrania z nas obojga, jak jakaś dzika i niewyżyta małolata. Siedząc na mnie okrakiem, niczym na upolowanym zwierzu, obficie pośliniła palec i z lubieżnym uśmieszkiem zwilżyła nim swoją waginę. Zamarłem z obrzydzenia. Jednak zanim wsadziła mojego penetratora wgłąb siebie, sięgnęła po otwartą puszkę coli, stojącą na etażerce. Musiała przecież wznieść toast zwycięzcy! To, co tu widzisz, to wstrząs anafilaktyczny, kochanie. Widocznie w środku napoju pływała osa. To się zdarza. Pobiegłem do kuchni po coś, czym mógłbym zrobić dziurę w jej krtani. Ale gdy wróciłem z widelcem, już nie żyła. A po chwili zaczęłaś tak histerycznie krzyczeć…

 

Aż łzy popłynęły mi po policzkach od tej Waldkowej opowieści.

– Walduś, Waldeczek, Waldeczuniek mój kochany! Jaki ty jesteś dzielny. A ja taka raptowna. Może na pierwszy rzut oka wygląda to na cudzołóstwo, ale nim przecież nie jest, prawda? Ale… dlaczego mi nie mówiłeś, co się tam u ciebie w pracy wyrabia?

– Chciałem cię chronić, skarbie.

 

Z rozczuleniem mocno przytuliłam go do siebie, czując wypełniającą mnie po brzegi miłość do mego ukochanego i jedynego.

– Ale czemu ostatnio nie miałeś sera pod napletkiem?- dociekałam, chcąc wyjaśnić sprawę do samego końca. Byłam bardzo ciekawa, jak odeprze ten poważny zarzut.

– Masturbowałem się często w biurze, droga, próbując tym rozładowywać wszystkie nagromadzone stresy. I dlatego nie widziałaś smegmy pod skórką, bo jej tam nie miało prawa być.

– Nie mogłeś powiedzieć? Pośpieszyła bym ci z pomocą.

Zapłakał.

 

– Najgorsze jest to, że zawsze na Gwiazdkę dajesz mi te same znienawidzone artykuły biurowe! 

– Skąd mogłam to wiedzieć, Waldeczunio, skoro wy, faceci, nie wykształciliście skutecznych form werbalnego porozumiewania się z płcią przeciwną?

 

Szybkim ruchem ściągnęłam satynowe majtki.

– A ona? – spytał Waldek.

 

Jaki odpowiedzialny! To u niego kocham!.

– Jej już i tak nic nie pomoże – szepnęłam, biorąc do ręki, twardy jak stal,  męski instrument.

 

KoNiEc

 

Dobra Cobra,

lipiec 2014

Audiobook:

Vector image by VectorStock / peregrino96